Homoerotyczne Fantazje

Zbiór opowiadań o tematyce homoerotycznej autorstwa Hexie Niebieskiej

6. Niedostarczony prezent

Szpital, 30.10.2014
15:03

Drogi pamiętniku. Dzienniku. Kolego.

Chyba muszę ci opowiedzieć, co się ze mną działo, co nie? Od czego zacząć? Chyba od początku...

Wczoraj, czyli w środę, kończyłem lekcje po piętnastej. Opuściłem szkołę w paskudnym nastroju. Dostałem dwie kolejne banie - tym razem z angielskiego i matematyki. Jakby te dwa przedmioty miały mi się kiedyś przydać w życiu... Uważam że one akurat nie musiały być szlifowane przez osoby, które umiały już się komunikować z ludźmi oraz liczyć rachunki.

Nie chciałem wracać do domu. Musiałem zająć czymś swoje myśli - najlepiej Howardem, który już parę godzin wcześniej wrócił do domu. Postanowiłem wrócić do mieszkania tylko po to, aby się wyszykować. Chciałem, aby mój własny nauczyciel stracił dla mnie głowę!

Po przygotowaniu się na spotkanie skręciłem w boczną uliczkę. Była ona zwykła - brudna, śmierdząca. Stary, szary kontener i mnóstwo potłuczonych wokół niego zielonych butelek.

Do domu Howarda miałem ładne parę kilometrów. Chciałem z nim porozmawiać. Przez bardzo długi okres czasu byłem wręcz szczęśliwy. Nicolas się mną nie interesował. Ani razu nie musiałem zadowalać nikogo. Sądziłem że szczęście mnie już nie opuści: że pójdę do Howarda i spędzę z nim przyjemne popołudnie.


Nie było mi to dane. Tak. Zostałem napadnięty... Ale wróćmy do początku...

Przeklinając cały świat, wkroczyłem do domu. Zdziwiony zauważyłem że matki nie było. Nigdzie !

Było mi to na ręke. Gdzieś w środku mnie czułem żal. Nie nienawidziłem matki. Nie Byłem pewny, gdy ją kochałem, ale na pewno nie życzyłem jej niczego złego. Współczułem jej.

Oczywiście do czasu, aż zaczęła mnie sprzedawać Nicolasowi.

Szybko wbiegłem na górę, przeskakując po dwa stopnie na raz. Wszedłem do sypialni i natychmiast się rozebrałem. Zupełnie nagi dreptałem po pokoju, szukając ubrań. Podkradałem ich coraz więcej matce, aż wreszcie miałem całe ,,zestawy" poukrywane w swoim zapyziałym królestwie.

Mając już wszystkie potrzebne części garderoby, ruszyłem do garderoby. Marzłem ale zwracałem na to uwagi. Po paru godzinach męczenia się w za wąskich, ciasnawych butach moje stopy uwielbiały chłód bijący z podłogi.

Wślizgnąłem się do kabiny prysznicowej, odkręcając wodę. Uniosłem głowę i powoli się obróciłem wokuł własnej osi, oblewając swoje ciało ciepłą wodą. Sięgnąłem po żel pod prysznic, zastanawiając sie, który wybrać. Tym razem padło na ,,pomarańczowy". Pachniał dziwnie. Niby owocami, a jednak wyczuwałem też jakieś mleko. Dziwne połączenie.

- Przynajmniej będę smakowity - wymruczałem i zaatakowałem swoje ciało żelem, zawizięcie szorując. Chciałem cudownie pachnieć, aby zawrócić sobą Howardowi w głowie!

Wdychając upajający zapach, zabrałem się za mniej przyjemną część... Golenie się.

Z praktycznie namacalną odrazą chwyciłem nową maszynkę do golenia. Przez moment siłowałem się z plastikowym ,,czymś" na główce jednorazówki, zastanawiając się, po jaką one są cholerę. Zrozumiałem w momencie, gdy mocnym szarpnięciem pozbyłem się tego ,,ochraniacza" i przeciąłem sobie palec wskazujący. Au

Powoli i zdecydowanie ostrożniej zacząłem pozbywać się zbędnego owłosienia w miejsach wcześniej namydlonych. Trwało to dość długo, bo uważałem, by sie znowu nie skaleczyć. Wyobraziłem sobie Howarda klęczącego przede mną i całującego tę miękką, gładką skórę. Nie mogłem pozwolić na jakiekolwiek ślady, ranki i strupy!

Po owłosieniu intymnym przyszedł czas na ręce. Tak, wciąż były na nich ślady po żyletkach. Howard ich nie zauważył. Za każdym razem, gdy do niego przychodziłem, miałem na sobie rękawiczki. Nigdy nie pozwalałem mu ściągać ich i - aby nie wzbudzać podejrzeń - pończoch.

Musiałem przyznać jedno - naprawdę lubiłem się przebierać. To nie tak, że chciałem być kobietą. W żadnym razie! Nie umiałem tego wyjaśnić samemu sobie. Z jednej strony wzdychałem z rozpaczą, patrząc na patyki pozbawione mięśni, czyli ramiona, a z innej pragnąłem wyglądać niesamowicie, by zawrócić nauczycielowi w głowie. Odkryłem już że go podniecały damskie fatałaszki nie na ponętnych kobietach... a na chętnych mężczyznach.

Po prysznicu usiadłem na podłodze, wcześniej ścieląc na niej ręcznik. Nasmarowałem się mleczkiem do ciała o cudownym słodkim zapachu, który idealnie komponował się z zapachem żelu.

Gdy byłem już suchy, zacząłem się ubierać. Ciemne pończochy - kabaretki z małymi oczkami, wykończone koronką do połowy ud. Uwielbiałem, kiedy Howard zachaczał zębami o tą koronkę, by z niej ,,strzelić" i zostawić na mojej nodze czerwony ślad tylko czekający na to, aż mężczyzna obsypie go pocałunkami.

Siateczkowe figi do kompletu. Też były wykończone koronką, jednak tutaj problem stanowił sam fakt, iż była to bielizna dla kobiety, a nie nastolatka z penisem i workowatym dodatkiem. Może i nie byłem tak ,,świetnie" wyposażony jak Howard czy niektórzy klienci, ale i tak było mi diabelnie ciasno. Pocieszałem się myślą, iż już za godzinę ich na sobie mieć nie będę...

Ubrany - na wierzch założyłem workowate spodnie, trampki (aby nie zniszczyć pończoch, nie zapomniałem także o skarpetkach) i zwykły t-shirt. Po zerknięciu na pogodę za oknem dodałem do tego szeroką wypłowiałą bluzę.

Podszedłem do lustra. Chwyciłem pęsetę, już marszcząc brwi. Przybranie neutralnego wyrazu twarzy było cholernie trudne, jednak zależało mi na pozbyciu się zbędnych brwi. Na szczęście, nie musiałem godzinami stać w łazience, aby nadać brwiom ładnego kształtu.

Byłem całkiem zadowolony z efektu. Po dodaniu odrobiny tuszu do rzęs - tylko po to, by je wydłużyć - i nałożeniu błyszczyka na wargi byłem gotowy. Byłem najwspanialszym prezentem jaki mogłem dac Howardowi. Tak, chciałem mu dać samego siebie. Gorzej, że prezent nie został dostarczony...

Po raz ostatni przeczesałem włosy do tyłu. Oczywiście, już po chwili opadały mi na wszystkie strony niczym kurtyna, co mi się bardzo podobało. Położyłem na czubku głowy dłoń i jeszcze bardziej potargałem swoje loki.

Złapałem pamiętnik i upchnąłem go do kieszeni bluzy. Nie było łatwo go wsadzić, ale przynajmniej miałem pewność, że go nie zgubię.

Nie zamykając drzwi na klucz, radośnie poczłapałem w stronę dzielnicy Howarda. I niefortunnie skręciłem właśnie w tę uliczkę, w którą nie powinienem był się zapuszczać.

-Ej, to nie jest przypadkiem ta szmata?

Natychmiast znieruchomiałem patrząc na idących z naprzeciwka nastolatków. Samuel i jeden z jego nowych znajomych, Quinn.

Przepraszam, przyjacielu.
Nie mogę dalej o tym pisać. Źle się czuję. Na samą myśl o tym, co zrobili, boli mnie znów całe ciało. Chcę odpocząć. Spać. Znowu. Najlepiej zasnąć... i już się nie obudzić. Oni mi... uświadomili bardzo wiele.




Przepraszam że mnie tak długo nie było ;w; Mam nadzieję że się nie gniewacie na mnie ._. i że ktoś to jeszcze czyta :) następny rozdział spróbuję dać za tydzień!

5. Ukojenie. Nominacja

Miłego czytania!




Howard zacisnął dłonie na moich pośladkach, a ja jęknąłem. Nie z przyjemności, a z bólu, jednak mężczyzna zdawał się tego nie dostrzegać. Ugniatał moje dwie półkule, mrucząc pod nosem, że przy mnie będzie musiał zainwestować w viagrę.

Westchnąłem cicho, gdy dłonie mężczyzny powędrowały do przodu, dobierając się do mojego krocza. Sapnąłem głośno, gdy kciuk profesora nacisnął mojego członka. Nie było mi jednak dane dłużej przeżywać te pieszczoty, gdyż nauczyciel rzucił się do rozbierania mnie. Spodnie opadły w dół. Biorąc pod uwagę fakt, że miałem na sobie jedynie troczek i kawałek prześwitującej koronki – byłem praktycznie nagi od pasa w dół.

-Dla mnie się tak przebrałeś? - spytał Howard, dosłownie zrywając ze mnie koszulę. - Doceniam to, i to bardzo, Andrew.

Skinąłem głową, uśmiechając się słabo. Kręciło mi się w głowie od dotyku i słów mężczyzny. Zacisnąłem palce na jego ramionach.

-Dla mojego ulubionego profesora wszystko! - zapewniłem gorliwie, po czym musnąłem językiem usta nauczyciela. - Chociaż nie podoba mi się to, że on wciąż jest ubrany...

-Jak mam się rozbierać, skoro widzę przed sobą nieziemskiego dzieciaka z cudownymi, długimi nóżkami w pięknych obcasach, z wspaniałą twarzyczką, która powinna już teraz się rumienić i otwierać usteczka na mojego kutasa...?

Czar prysł.

Otworzyłem szeroko oczy, przypominając sobie poprzedni wieczór. Zadrżałem. Zacząłem spazmatycznie oddychać, próbując odsunąć się od Howarda. Nie widziałem już mojego nauczyciela, a mężczyzn z poprzedniej nocy.

Wziąłem mały zamach i uderzyłem profesora w kostkę, po czym dosłownie odskoczyłem od niego, prawie się przewracając. Nie mogłem utrzymać równowagi. Miałem przed oczami Stefana. Czułem dotyk nieznajomych mężczyzn, pewnie żołnierzy Nicolasa. Albo jakichś biznesmenów czy polityków. Bałem się. Trząsłem się, wyobrażając sobie, że nagle pojawiają się znajomi Stefana. Że znowu we mnie wchodzą, czerpiąc przyjemność z mojego bólu i upokorzenia.

Czy ja nie byłem szmatą?! Przyszedłem do Howarda tylko po to, aby dać mu dupę?!

Zaśmiałem się z samego siebie. Tak cierpiałem jako dziwka, jednocześnie będąc puszczalską szmatą?!

Nie szczędziłem sobie wulgaryzmów. Obrażałem samego siebie w myślach, zamykając się na cały zewnętrzny świat. Dziwka. Kurwa. Szmata. Lachociąg. Pedał. Ciota.

Nie wiem, w którym momencie upadłem. Nie poczułem bólu kolan. Moje ciało samo zareagowało, dłońmi łapiąc się w ostatniej chwili komody.

Czemu przyszedłem do Howarda? Bo stęskniłem się za mężczyzną, którego tak naprawdę nie znałem? Zaszlochałem. On był dla mnie miły. Dobry. Traktował mnie różnie, ale prywatnie otwarcie mnie pożądał. Flirtował. Kontynuował moje słowne gry... A ja chciałem zeszmacić nie tyle siebie, gdyż w moim wypadku nastąpiło to już wieki temu, ale właśnie Howarda? W dodatku uciekałem od niego, traktując go tak, jakby mnie skrzywdził?! Byłem taki żałosny. Kusić kogoś, a następnie z płaczem uciekać?!

-Przepraszam... - szepnąłem z zamkniętymi oczami. Mówiłem niewyraźnie. - Nie mogę tego zrobić. Przepraszam, przepraszam...

Nagle poczułem oplatające mnie ramiona. Skuliłem się w sobie, jednak już po chwili odetchnąłem, gdy Howard przytulił mnie do swojego torsu. Wbiłem twarz w jego pierś, nagle... uspokojony. Wziąłem głęboki wdech, napawając się zapachem nauczyciela.

-Co się stało?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Wyznać prawdę? Milczeć? Zastanawiałem się, co robili w takich chwilach książkowi bohaterowie... i odrzuciłem od razu wszystkie postacie. Miałem być sobą. Miałem być szczery, tak?

-Wczoraj miałem pójść do klienta. Awansowałem, o czym pewnie wiesz, skoro mam także ciebie obsługiwać...

-Przyszedłeś tutaj nie jako Andrew, a jako prostytutka?

Zadrżałem, słysząc te ostre słowa. Pokręciłem głową, zanosząc się przez chwilę głośniejszym płaczem.

-Jestem tu, ponieważ kazałeś mi przyjść... W dodatku tęskniłem. - wyznałem szeptem. Bałem się reakcji Howarda na moje słowa. - Wczoraj w nocy... Powiedz mi, Howardzie. Czy ktoś taki, jak ja... taka kurwa... może zostać zgwałcona?

Uderzenie.

Jęknąłem głośno, nie tyle z bólu, to strachu, gdy pięść profesora powaliła mnie na ziemię. Leżałem na podłodze, skulony, trzymając palce na bolącym ramieniu. Nauczyciel miał ciężką rękę.

-Nazwij się kurwą czy jakimkolwiek innym wulgarnym określeniem, a wyrzucę cię z domu tak, jak stoisz. – zagroził mężczyzna, kucając przy mnie. Zamknąłem oczy, czując, jak mnie podnosił. - Za bardzo cię lubię, rozumiesz? Prywatnie zapominamy o naszych zawodach, jasne? Ja nie jestem twoim profesorem, a ty nie jesteś prostytutką.

-Dobrze. Zapamiętam. - Wtuliłem twarz w pierś Howarda, nie otwierając oczu. Czułem, że mężczyzna gdzieś mnie niósł. Tylko gdzie? - Przepraszam.

-Nie przepraszaj, tylko powiedz wreszcie, co się stało. - zażądał profesor.
Poczułem pod sobą coś miękkiego. Otworzyłem oczy.

Znajdowałem się niewątpliwie w sypialni Howarda. Pomieszczenie było zupełnie pozbawione jakichś śladów właściciela. Przypominało hotelowy pokój: kremowe, ściany, kremowy, miękki dywan pod ciemnymi panelami, ciemne meble, białe zasłony w oknie. Żadnych porozrzucanych ubrań, żadnych ramek ze zdjęciami, żadnych prywatnych przedmiotów.

Łóżko miało twardy, solidny materac. Zamruczałem, gdy Howard pogłaskał moje włosy, siadając przy mnie. Po chwili spochmurniałem, przypominając sobie rozkaz mężczyzny.

-Wczoraj zostałem chyba zgwałcony. - szepnąłem, wbijając wzrok w mleczny sufit.

-Co takiego?! - Nauczyciel był wyraźnie wzburzony, zbliżył się do mnie i poważnie wpatrywał się w moją twarz. Zaczął dotykać całego mojego ciała. - Jak to ,,chyba”?!

-Miałem spotkać się ze Stefanem. W pomieszczeniu było paru innych mężczyzn. Cała grupa... Wchodzili we mnie z dwóch stron. Dwaj używali moich rąk. Paru innych waliło sobie konie, patrząc na moje ciało. - mówiłem grobowym głosem. Zachowywałem się tak, jakbym był podczas seksu; myślami uciekając od bolesnej, przerażającej rzeczywistości.

Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy zostałem przygnieciony, wręcz zmiażdżony, przez ciało Howarda. Mężczyzna obejmował mnie mocno, głaszcząc moje włosy.

Wzruszyłem się. Ramiona profesora, silne i twarde, cudownie mnie otulały. Były kojące. Czułem się w nich tak, jakby zniknął cały świat. Byliśmy tylko my dwaj: ja i Howard. Byłem bezpieczny. Nic mi nie groziło. Ramiona mężczyzny mnie chroniły. Zapewniały, że wszystko będzie dobrze.

-To był gang-bang. Zmusili mnie do niego. - szepnąłem, powoli oddychając. - Nie chciałem tego.

-Już nic nie mów, Andrew... - Howard pogłaskał moje ramię, a ja wzdrygnąłem się z przyjemności. - Wydaje mi się, że twój szef wyciągnie z tego odpowiednie wnioski.

-Chciałbym. - Potarłem nosem pierś mężczyzny, a ten zamruczał z przyjemności. - Mogę tu zostać? Nie chcę wracać. Odbierać telefonu od klientów czy...

-Jeszcze nie będziemy dzwonić. Nicolas nie dał nam twojego numeru. Powiedział, że musisz odpocząć.

-To, co robię, jest odrażające, prawda? - spytałem, głaszcząc szyję Howarda.

Nie mogłem przestać go dotykać. Czułem się tak, jakby mój koszmar przemienił się w piękny sen. Albo jakbym wybudził się z przerażającej mary we wspaniałym świecie.

-Bądź już cicho, Andrew. - mruknął mężczyzna. - Zrelaksuj się. Śpij.

Oczy same mi się zamknęły.

***

Szpital 30.10.2014.
Południe

Znowu Cię zaniedbałem, prawda? Wybacz, mój przyjacielu. Szkoła i Howard zabierają mi coraz więcej czasu. Piszę dzisiaj, gdyż pierwszy raz od dawna mam taką możliwość. Działo się bardzo dużo. Opowiem Ci wiele, mój Przyjacielu. Postaram się zachować chronologię. Zaniedbałem i Ciebie, i moje przyjaciółki. Od dwóch tygodni ani razu nawet ich nie dotknąłem. Howard mi wystarczał.

Co się działo po spotkaniu ze Stefanem i tamtymi mężczyznami? Po odwiedzeniu Howarda? Następne tygodnie wyglądały podobnie. No, nie licząc seksu. Tego nie było. Spędzałem z Howardem coraz więcej czasu. Nie było dnia, kiedy nie odwiedzałbym mężczyzny w jego domu. Nicolas wciąż nie przekazał mojego numeru telefonu mężczyznom. Zaproponowałem Howardowi wymianę numerów. Nie zgodził się, tłumacząc swoją decyzję pracą.

Właśnie. Praca. Chociaż od czasu grupowego seksu ze Stefanem i jego znajomymi ani razu nie byłem zmuszany do spotkania z kimkolwiek. Mógłbym kochać się z Howardem, ale on uparł się, że poza pocałunkami mieliśmy nic nie robić. Kazał mi skupić się na nauce.

Dobrze mówił. W połowie października nauczyciel zagroził, że nie poradzę sobie na egzaminach. Lekcje języka angielskiego były dla mnie koszmarne. Pomimo spędzenia w Stanach większości swojego życia, wciąż miałem problemy z gramatyką – podobno miałem dysleksję. Historia, tuż po rozpoczęciu nowych tematów – tym razem wojny secesyjnej (ja się pytam, jaki Howard ma program nauczania?!) - stała się diabelnie trudna. Profesor wciąż trzyma się swoich zasad – byliśmy kochankami (kochankami? Poza jedną nocą i małym obciągankiem tylko się całowaliśmy!) poza szkołą, a w jej obrębie nie miałem nawet prawa dotknąć mojego nauczyciela!

Tak. Howard jest mój. Naprawdę go kocham. Nie licząc jednej kłótni, podczas której on nazwał mnie łachudrą, a ja go debilem, który mnie zafascynował swoim idiotyzmem, ani razu nie zbliżyłem się do wyznania moich uczuć.

Tak. Ja i profesor się kłóciliśmy. Urządzaliśmy prawdziwe awantury. On zapominał o swojej stoickiej postawie i wrzeszczał na całe gardło. Trzaskał drzwiami tak, iż złuszczyła się farba na ścianach. Ja sam zachowywałem się – w moich oczach – bardziej męsko, chociaż niekoniecznie dojrzalej. Mój temperament doprowadził do małych rękoczynów. Choć to ja jako pierwszy podniosłem na Howarda rękę, a on tylko mnie odepchnął, to przez następne dwa tygodnie w jego domu czekały na mnie kwiaty.

On także mnie kocha, prawda? PRAWDA?!

Matka nie dostrzega podarunków profesora. Nie widzi, jak wracam do domu późno w nocy, ubrany w jej kobiece ciuszki, z makijażem i bukiecikami kwiatów. Jest ciągle pijana lub nieprzytomna. Widzę w jej oczach rozpacz. Sprawdzam jej notes. Nie pojawił się ani jeden wpis. Chcę go zabrać i wkleić tutaj, w Ciebie, te kartki, ale nie mogę. Wolę czekać, aż matka wytrzeźwieje na tyle, aby napisać coś więcej.

Jest jeden plus jej stanu. Gdy Nicolas ją odwiedza, aby wręczyć pieniądze, to ja odbieram moją własną wypłatę. Nie rozumiem tylko, skąd się one wzięły. Nie chodzę do pracy. Nie mam klientów – przecież dostałem nieoficjalny urlop. Podejrzewam, że Nicolas nie dawał matce całych moich zarobków. Gdy go spytałem o to, odpowiedział lakonicznie: ,,Muszę o nią dbać, Andrea”. Tak na mnie mówi od jakiegoś czasu. Używa włoskiego odpowiednika mojego imienia. Nie podoba mi się ono, gdyż słyszę w nim taką jakby... ,,kobiecą nutę”. Gdy wyznałem to Howardowi, ten nawet nie zakpił z mojej głupoty. Zachował powagę, a może nawet stał się ponury.

To właśnie tego dnia, gdy rozmawialiśmy o Nicolasie, pokłóciłem się z Howardem. Teraz, ponad dwa tygodnie po tamtej awanturze, staram się śmiać z naszej mini-bójki.

Właśnie... bijatyki. Zastanawia Cię, mój Przyjacielu, dlaczego przed dzisiejszą datą napisałem ,,szpital”? Tak. Jestem w szpitalu. Sam nie zapomniał o upokorzeniu, jakiego doznał z ręki Howarda. Zemścił się, gdy wczoraj wieczorem wracałem pieszo do domu...

Nie mam siły, aby pisać w Tobie, mój Przyjacielu. Powieki stają się coraz cięższe. Za parę godzin odwiedzi mnie moja klasa. I będę mieć sprawę na policji... Ale opowiem Ci o tym później. Chcę, abyś dokładnie zrozumiał, co zaszło...

Spać. Howard. Tata. Spać. Mariusz. Spać. Tylko tego pragnę. Ciekawe, czy tata by do mnie przyleciał, gdyby się dowiedział o mojej sytuacji?

~~~~~~~~~~~~~~~
Betowała Sarabeth M., która...
nominowała mnie do Libster Awards. Nie czytam blogów i nie mogę nikogo nominować, dlatego chciałabym, żebyście polecili mi jakieś ciekawe opowiadania!

1. Dlaczego założyłaś bloga?
Bo mi kazałaś!

2. Czy zdarzają Ci się chwile, w których pragniesz porzucić swojego bloga?
Nie! Może za krótko pisze.

3. Co Cię ostatnio uszczęśliwiło?
Ta nominacia!

4. Ponownie spytam: w skali od 1 do 10 - jak bardzo mnie uwielbiasz? :3
Betujesz moje opowiadania i wyjadasz śniadania na przerwach. Tak -3 na 10

5. Skąd czerpiesz inspiracje?
Od ciebie.

6. Nawiązując do pytania nr 4: dlaczego mnie uwielbiasz? :P
Nie wiem

7. W jaką postać z moich opowiadań chciałabyś się wcielić?
W Baldura, on jest słodki!

8. Którego bohatera moich opek najbardziej lubisz i dlaczego Lajosa?
Lubię Lokiego i Aleca.

9. Lubisz być nominowana do Libster?
Tak! Nie wiem na czym to polega ale lubię!

10. Wkurwiają Cię te pytania?
nie.

11. Wiesz, że to już ostatnie pytanie, więc musimy powiedzieć ,,pa pa"?
Do jutra!

4. Bez opakowania!

Dziękuję za wszystkie komentarze! Jesteście najlepsi <3



Nie wiem, ile trwało to wszystko. Umiałem jedynie być biernym. Żaden z mężczyzn nie przejmował się moim stanem. Każdy skupiał się wyłącznie na czerpaniu przyjemności moim kosztem. Czułem się podle. Jakbym był szmatą. Albo wytrzymałą, pozbawiony duszy lalką. Workiem na spermę. Niczym.

I w rzeczywistości byłem niczym. Pustą kukłą pozbawioną emocji. Zniknąłem. Moja dusza odeszła daleko.

Oddawałem się swoim przyjemnościom. Myślałem o mojej rodzinie, jak zawsze. Ja, tata i Mariusz w naszym wrocławskim domu. Bez matki. Ale z Howardem.

Jak przez mgłę poczułem mocne uderzenie w pośladki, gdy jeden z moich oprawców postanowił zabawić się grubym, skórzanym pasem. Jęknąłem głośno w penisa innego mężczyzny, przyprawiając go o orgazm. Tak bardzo mnie bolało! Tak bardzo się wstydziłem!

Nagle do pomieszczenia wkroczył kolejny facet. Zacisnąłem powieki i pięści, dzięki czemu kolejni dwaj mężczyźni doszli i naznaczyli mnie swoim nasieniem.

- Długo będziecie go męczyć? - Otworzyłem oczy i spojrzałem na przybysza. Nicolas!

Patrzyłem na dona ostro. Bolało mnie i czułem się upokorzony, ale nie zamierzałem zniżać się do błagania szefa o pomoc.

Nicolas zbliżył się do mnie, patrząc na mnie jakby ze... współczuciem? Litością?

- Jest dobrą dupą - wyjaśnił Stefan, gwałtownie we mnie wchodząc od tyłu. Od razu uderzył w moją prostatę, jednak nie sprawiło mi to żadnej przyjemności. - Zazdrosny? Cycków nie ma, chociaż ciota i kurwa z niego większa, niż z...

Bum.

Nicolas odepchnął ode mnie Stefana tak, że ten uderzył mocno w ścianę. Nie czując niczyich dłoni na pośladkach, natychmiast odsunąłem się od mężczyzn, po czym skryłem się za plecami dona. Złapałem szalik jednego z moich oprawców, wycierając się o delikatną tkaninę.

Byłem tak wdzięczny Nicolasowi. Może i to właśnie Abrams uczynił ze mnie dziwkę, ale pomógł mi.

Wbiłem palce w koszulę mężczyzny.

- Dziękuję - szepnąłem słabo, gdy w pokoju zostaliśmy tylko my dwaj.

- Jesteś cały? - spytał Nicolas, obracając się w miejscu i obejmując mnie. Zachwiałem się. - Odwiozę cię do domu.

Don podniósł z podłogi moją marynarkę, mrucząc pod nosem coś o zakupach. Byłem zupełnie bierny. Bezmyślnie pozwalałem Nicolasowi na wszystko. Grzecznie czekałem, aż mężczyzna ubierze mnie, a następnie zaniesie do samochodu. Nogi miałem jak z waty, a ręce mi się trzęsły, więc szef musiał zapiąć mi pasy.

O dziwo, to właśnie o ojcu pomyślałem. Pamiętałem te chwile, gdy tata mnie zanosił do naszego niebieskiego Audi po długiej wycieczce lub kładł mnie do łóżka po męczącym dniu. Tak. Porównywałem mojego ojca z donem.

Nie zasługiwałem na miano syna, myśląc tak, prawda?

W pewnej chwili zasnąłem. Ocknąłem się w chwili, gdy Nicolas przykrywał moje nagie ciało kołdrą. Znałem ten zapach taniego płynu do płukania tkanin. Rozpoznawałem skrzypienie sprężyn i zapadnięty materac. Poruszyłem się nieśmiało, czując dyskomfort w dolnych częściach ciała.

- Boli... - jęknąłem półświadomie.

Ostatnim, co ujrzałem przed ponownym zaśnięciem, były usta Nicolasa:

- Przepraszam... Dobranoc.

***

Rano zaspałem do szkoły. Obudziłem się chwilę przed południem, gdy promienie słońca agresywnie padały mi na twarz. Leniwie zsunąłem się z łóżka, jak przez mgłę pamiętając wydarzenia z poprzedniego dnia. Hm... Miałem się spotkać z Howardem, tak?

Powoli podszedłem do komody. Wyjąłem z niej bieliznę i już miałem się ubrać, gdy przypomniałem sobie, dlaczego byłem nagi. I czemu aż tak bolało mnie ciało.

Puściłem bokserki i pognałem do łazienki. Rzuciłem się do drzwi, prawie wyrywając je z zawiasów. Doskoczyłem do muszli klozetowej w ostatnim momencie, próbując zwrócić zawartość żołądka. Od poprzedniego dnia nic nie miałem w ustach, zatem wymiotowałem jedynie śmierdzącą mazią.

Oderwałem się od starej, popękanej porcelany i spuściłem wodę. Opuściłem deskę, a następnie wszedłem pod prysznic. Nasunąłem plastikową kotarę, nie chcąc zalać całej łazienki. I tak zbyt wiele razy musiałem walczyć z grzybami.

Z ulgą przyjąłem strumień ciepłej wody na swojej skórze. Zacząłem się szorować, chcąc pozbawić się śladów tamtych mężczyzn...

Zadrżałem, myśląc o poprzedniej nocy. Znów zapragnąłem zwymiotować. Było mi tak źle...

Byłem żałosny. Uwierzyłem, że będzie lepiej. Nastawiłem się na trzech w miarę przyzwoitych klientów... i spotkał mnie nie tyle grupowy seks, co... gwałt.

To był gwałt, prawda? Nie chciałem tego, w dodatku nie do tego Nicolas mnie zmuszał... Ta noc była odrażająca! Oni byli obleśni! Ja byłem żałosny...

Osunąłem się na podłogę, cicho łkając. Byłem niczym... Tamtej nocy pozwoliłem się zupełnie zeszmacić.

Dlaczego to mnie spotykało?! Dlaczego musiałem być kurwą? Nie mogłem urodzić się w jakiejś patologicznej rodzinie, stać się złodziejem i ćpać? Zdecydowanie wolałem taki scenariusz od nagłej utraty bliskich i prostytucji.

Płakałem tak przez parę następnych godzin, dopóki woda nie stała się lodowata, a matka nie zaczęła się przebudzać. Niechętnie opuściłem łazienkę, otulając się starym, spranym ręcznikiem. Wytarłem się do sucha, jednocześnie czesząc włosy. Chciałem zobaczyć Howarda.

Pomyślałem o wzroku mężczyzny, gdy ten ujrzał mnie w kobiecym stroju. Czy bym się odważył...?

Zapragnąłem wzbudzić z Howardzie litość. Współczucie. Nie pożądanie. A może... A może powinienem być szczery?

Spojrzałem na małe lusterko na komodzie. Jeśli tak bardzo lubiłem Howarda... I chciałem z nim stworzyć jakiś związek. Zaczynając na przyjaźni i kończąc na miłości... Albo nigdy nie kończąc. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Szczerze. Ufnie. Zero gier.

Drżącymi rękami chwyciłem maskarę. Zacząłem nakładać tusz na rzęsy. Po chwili nakryłem usta błyszczykiem. Włosy puściłem rozpuszczone tak, aby loki opadły na mój tors i zakryły brak kobiecych piersi.

Obcisła, czerwona koszula matki. Czarna, skórzana kurtka. Przylegające do ciała rurki tej samej barwy. Lakierowane, wysokie szpilki w barwy krwi. Koronkowe, wżynające się w ciało stringi. Oczywiście - tego samego koloru, co buty.

Z tak przygotowanym strojem wróciłem do łazienki. Używając zimnego wciąż strumienia – butla na prąd nagrzewała wodę bardzo powoli – zwilżyłem swoje nogi, pachy i krocze, po czym ostrożnie się ogoliłem, starając się uniknąć skaleczeń. Pojawiła się tylko jedna kropelka krwi – na łydce. Uśmiechnąłem się, czując mój ulubiony ból.

Najgorzej było podczas depilowania podbrzusza. Raz po raz muskałem mojego penisa, pobudzając go. W finale, gdy już się ubrałem i użyłem perfum, miałem w spodniach erekcję.

Wychodząc, zabrałem ze sobą dziennik i pieniądze. Tak bardzo chciałem już wyjść z tego domu i nigdy do niego nie wracać...

Wszedłem do najbliższego autobusu. Usiadłem na śmierdzącym fotelu i zacząłem pisać w moim notesie. Pojazd zatrzymywał się na kolejnych przystankach. W ostateczności elektroniczny zegar obok kierowcy wskazywał późne popołudnie, gdy dojechałem do dzielnicy Howarda.

Wyskoczyłem z autobusu, rozglądając się. Domy były bardzo ładne. Duże i eleganckie. Białe lub pastelowe. Różowawe, zielonkawe, niebieskawe... Każda barwa była jasna i przyjemna. Ciepła.

Podziwiałem niskie, białe płoty. Zza prostych, drewnianych szczebli wyłaniały się zielone krzewy. Za nimi była przystrzyżona, soczysta trawa. Urocze rabatki z przeróżnymi kwiatami – liliami, różami, pelargoniami, hortensjami i tulipanami. Oczywiście było dużo więcej gatunków roślin, jednak nie znałem ich nazw. Niektóre widziałem pierwszy raz w życiu, a inne kojarzyłem wyłącznie z filmów czy pocztówek.

Każdy dom miał na sobie małą, białą tabliczkę z numerem. 30... 28... 26... Tak! 24!

Z szerokim uśmiechem podbiegłem do jednego z pierwszych od strony przystanku autobusowego budynku. Był on jaśniutki, jak pozostałe. Dach był jasnobrązowy, przypominał mi dachówki z mlecznej czekolady, które miał domek złej czarownicy z bajki o Jasiu i Małgosi. Ciekawe, czy Howard zechciałby mnie pożreć?

Pamiętałem jego wzrok, kiedy oglądał mnie w kobiecym stroju. Miałem nadzieję, że mój profesor z chęcią by mnie schrupał.

Sprawnie pokonałem drewnianą ścieżkę prowadzącą od furtki do drzwi wejściowych. Dobrze, że drewno było równe. Umarłbym przed dotarciem do domu, gdyby Howard użył żwirku czy kostki brukowej. Już żałowałem, iż ubrałem szpilki.

Zapukałem do jasnobrązowych drzwi. Ganek wyglądał przeuroczo. Kolorowe kwiatki w małych, drewnianych donicach, piękna ławka. Dom prezentował się tak, jakby jego właścicielką była osiemdziesięcioletnia właścicielka kotów, a nie młody, przystojny nauczyciel historii.

Howard mi otworzył, gdy tylko zapukałem. Uchylił drzwi i warknął:

- Nie, nie jestem zainteresowany.

- Jesteś pewny? - spytałem, wbijając stopę w drzwi profesora i eksponując swoje ciało. Oblizałem się lubieżnie. - Skoro nie, to sobie...

Howard przez chwilę nie odpowiadał. Urwałem, ze zdziwieniem patrząc na nauczyciela, ale ten nie zwracał na to uwagi. Wbijał wzrok w moje odsłonięte kostki. Jego spojrzenie ślizgało się w górę; od nóg w obcisłych, ciemnych spodniach przez krocze z niemałym wybrzuszeniem (moja wina, że ten jaskółek w stringach lubił jakiegoś starego, lalusiowatego profesora?!) aż do wklęsłego brzucha i wyraźnych obojczyków.

Nauczyciel oblizał się.

- Jednak kupuję wszystko, co masz...

- To masz problem... - szepnąłem, wślizgując się do mieszkania. - Ponieważ wszystko, co mam, to jedynie to opakowanie... A tego za dużo nie jest i nie będzie. - I w tym momencie zrzuciłem z siebie kurtkę i rozpiąłem pierwsze guziki koszuli.

- Opakowania nie kupuję. - warknął mężczyzna, zamykając drzwi i podchodząc do mnie szybko.

Dom Howarda, 23.09.2014
17:03

Drogi Pamiętniku. Nawet nie wiesz, jak on potrafi zajebiście całować.



Betowała Sarabeth M.

3. Awans

Miłego czytania!!! :3 Mam nadzieję, że się Wam spodoba <3




O 15:00 byłem w domu. Howard odwiózł mnie pod same drzwi budynku. Nie wiedziałem, że Grom miał tak luksusowy samochód. Nie powinno mnie to zdziwić - w końcu było go stać na regularne płacenie niemałych sumek u mojego szefa.

A skoro o nim mowa...

Był w mieszkaniu. Rozmawiał w salonie z moją mamą i jakimś obcym mężczyzną. Widząc ich, pragnąłem zawrócić i uciec do Howarda. Wiedziałem jednak, że Grom był już daleko. Podał mi swój adres. Mieszkał po drugiej stronie Jackson.

Byłem sam. Ojciec i Mariusz żyli w innym mieście, kraju, kontynencie. Howarda i mnie dzieliły kilometry. Bałem się. Ostatnim razem, gdy w mieszkaniu pojawił się szef, otrzymałem tę jakże przyjemną pracę. Pierwotnie miałem zamieszkać u szefa, ten jednak wolał nie wzbudzać podejrzeń.

- Andrew! - zawołał radośnie mężczyzna, wstając z fotela. - Dawno cię nie widziałem, cukiereczku!

Szef, Nicolas Abrams, nie pasował do mojego mieszkania. Wyglądał podobnie jak wielu gangsterów w Jackson. Ubrany w czarny, idealnie dopasowany garnitur Valentino, z ciemnymi włosami przyprószonymi siwizną i przystojną, choć niepozbawioną drobnych zmarszczek twarzą wyróżniał się na tle starych, śmierdzących mebli.

Salon kojarzył mi się z komunistycznymi mieszkaniami w zdewastowanej Polsce. Tani, zniszczony, niedomyty parkiet. Kanapa i dwa fotele o poprzecieranych tapicerkach barwy wymiocin. Kolor przypominał mi kolor mchu lub zawartość żołądka po turbulencjach. Na środku pomieszczenia znajdował się niski stół o krzywych, trzeszczących nogach. Matka półsiedziała, półleżała na kanapie, przykryta przeżartym przez mole kocem. W rękach trzymała ceramiczny, biały kubek. Zastanawiałem się, czy w naczyniu było coś bez procentów.

Drugi fotel zajmował nieznajomy mi mężczyzna. Wyglądał tak samo jak szef, jednak jego twarz była węższa. Typowy członek mafii. Garniturek i perfekcyjny wygląd. Ukryty gdzieś pistolet. Z wyraźnie zaznaczonymi rysami i jednodniowym zarostem wyglądał naprawdę seksownie. Starsi mężczyźni cholernie mnie podniecali, aczkolwiek obecność szefa sprawiała, że pragnąłem uciec, a nie się... Aggrh!

- Jak się masz, Andrew? - zagadał nieznajomy, wstając i podając mi rękę. Uścisnąłem wyciągniętą w moją stronę dłoń. - Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Rozumiem. - mruknąłem.

Usiedliśmy. Z wyraźną odrazą malującą się na twarzy zająłem miejsce obok matki.

- Czego chcecie? - spytałem, siląc się na miły ton. Podciągnąłem kolana pod brodę. Nie zdjąłem butów, zatem podeszwy trampek zabrudziły kanapę. - W środku tygodnia nie pracuję.

- Właśnie o to chodzi. - wyjaśnił szef. - Mała zmiana. Spodobałeś się dwóm klientom. Frankie Lay i Howard Grom...

Uniosłem głowę, słysząc imię mojego nauczyciela. Zdumiony, wpatrywałem się w szefa. Co wspólnego mieli ci gangsterzy z profesorem?

- Howard Grom i Frankie są... - szef zawahał się - dawnymi znajomymi. Zarezerwowali cię na następne tygodnie. Awansujesz, Andrew. Będziesz przychodzić do ich domów. Będziesz na każde zawołanie Howarda i Frankie'ego. Po nocach z nimi będziesz odwiedzać Stefana.

Nieznajomy posłał mi miły, ciepły uśmiech. Grymas wydawał się być prawdziwy, jednak w oczach mężczyzny widziałem fałsz.

- Ilu ich jeszcze będzie? - spytałem cicho. Bałem się, jednak podobała mi się opcja takiej pracy. W każdym razie - była lepsza od dotychczasowej. - I jak to ma wyglądać?

- Będziesz mieć tylko tych trzech klientów. W tym mnie. - Mężczyzna, prawdopodobnie Stefan, wciąż się do mnie uśmiechał. - Ja, Grom i Frankie. Tamtych dwóch obsługiwałeś już w ostatni weekend. Mną się dopiero zajmiesz... A twoje zadanie...

Szef wstał, dłonią uciszając Stefana. Spojrzał ostrzegawczo na moją mamę.

Miałem mętlik w głowie. Moje ,,zadanie"? To było chyba oczywiste! Chciano mi coś tłumaczyć?

Matka leniwie wstała zwlokła się z kanapy. Kubek spadł na podłogę, tłukąc się i rysując parkiet.

- Pierdolona mafia... - mruknęła nieprzytomnie, opuszczając salon.

Szef zamknął za kobietą drzwi, po czym usiadł przy mnie. Dotknął delikatnie mojego ramienia. Wzdrygnąłem się z odrazą. Wiedziałem, że Abrams mnie lubił. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jego interesowały wyłącznie kobiety, zatem nie powinienem się niczego z jego strony obawiać... Gdyby nie fakt, że to przez konszachty mojej matki z nim stałem się dziwką.

- Andrew... Po prostu musisz wyciągać z Frankie'ego i Howarda informacje. - wyznał szef. - Podejrzewam, że ci dwaj wybrali cię, abyś przekazywał im wiadomości o mnie i mojej rodzinie. Twoim zadaniem będzie podawanie im fałszywych informacji i poznawanie prawdy na ich temat.

- Dzień po każdym spotkaniu będziesz przychodzić do mnie i wszystko relacjonować. Jestem consigliere(1) i lepiej, aby nikt się o mnie nie dowiedział. Będę pośrednikiem między tobą a szefem, aby nikt się nie domyślił, co robimy.

Umiałem tylko skinąć głową. Miałem być szpiegiem? ,,Współpracownikiem"(2), jak to określano takich ludzi w półświatku? Nie chciałem. Musiałbym zdradzać Howarda. On by mnie przejrzał. Pal licho karę - lubiłem profesora. W ciągu jednej nocy moja niechęć do niego zmieniła się w sympatię. I miałbym nagle go oszukać? Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił?

Może nie uczynił dla mnie za dużo... Ale był miły. Jako jedyny. Wspierał mnie. Jako nauczyciel wciąż był surowy - nie przekraczał granicy między życiem prywatnym a szkolnym. Jednak... nawet w szkole, między lekcjami, był dobry. Dał mi nawet śniadanie. Zaoferował pomoc.

Szef i jego doradca wstali, po czym pożegnali się ze mną. Consigliere podał mi swoją wizytówkę. Przekazał mi swój adres i powiedział, o której miałem się stawić w jego domu.

Dom, 22.09.2014
19:47

Po wszystkim płakałem. Tak. Płakałem jak dziecko, chociaż w Polsce byłbym już pełnoletni. Nie mogłem na to nic poradzić. Zamknąłem się w swoim pokoju. Przesunąłem komodę pod
drzwi, a następnie rzuciłem się na łóżko. Przez łzy w oczach nie widziałem wyraźnie, co mnie otaczało, jednak nie przejmowałem się tym. Doskonale, co było wokół mnie.

Wąski, mały pokój. Niski sufit i ściany były dawniej białe, jednak lata palenia tytoniu przez poprzednich lokatorów sprawiły, że te stały się szare. Drzwi i znajdujące się naprzeciwko nich okno zostały kiedyś pomalowane. Jasna, żółta farba zdążyła się złuszczyć.

Poza wąskim, trzeszczącym łóżkiem i zniszczoną komodą w pokoju nie było żadnych mebli. Lekcje odrabiałem, siedząc na materacu i mając zeszyty na komodzie. Teraz mam tę pozycję, pisząc w Tobie, mój przyjacielu. To nie jest wygodne. Wręcz przeciwnie - muszę mieć ręce wysoko, aby sięgnąć do ,,blatu". Piszę niewyraźnie, wiem. Ciekawe, czy ktokolwiek by to rozczytał. O ile w ogóle czytelnik znałby język polski...

Wracając do tego, co się działo po wyjściu szefa i jego doradcy. Byłem zirytowany i zrozpaczony własną bezsilnością. Sięgnąłem po moje przyjaciółki.

Jak zwykle, ręce mi się trzęsły. Z ulgą przyjmowałem kolejne dawki bólu. Nie przyciskałem mocno mojej przyjaciółki. Nie chciałem się zabić i bałem się poważnego krwotoku. Płytkie cięcia również zabierały psychiczny ból, jednocześnie dając się łatwo zamknąć.

Teraz siedzę na łóżku, pisząc. Ranki się zasklepiły, jednak przezornie owinąłem je najpierw bandażem, a dopiero później założyłem rękawiczkę.

Zbliża się 20:00. Za godzinę mam być w domu Stefana. Nie pomogę mu i szefowi. Niech na to nie liczą. Będę pomagać sobie. Na drugim miejscu będzie Howard.

Zamknąłem dziennik, po czym zacząłem się szykować do wyjścia. Nie zamierzałem się stroić - ograniczyłem się do rozczesania włosów i wypucowania mokasynów. Pokręciłem kostką, czując się nieswobodnie.

Na palcach przeszedłem do sypialni mojej matki. Wzdrygnąłem się z odrazą, gdy w moje nozdrza uderzyła woń alkoholu i wymiocin. Przesiąknięty moczem materac, śmierdzące tytoniem i wódką ubrania, brudne od kwasów żołądkowych panele... Czułem się w sypialni matki obrzydliwie. Wstrzymując powietrze, przemknąłem się do komody. Wiedziałem, że mogłem w niej znaleźć jakieś oszczędności - pieniądze przeznaczone na czynsz. Moja matka, będąc trzeźwą, odkładała ciągle parę dolców. Jej pijana strona nigdy nie pamiętała o tych skarbach.

Wziąłem do ręki notes, w którym matka miała ukryte banknoty. I zamarłem.

Dawniej czyste kartki zeszytu były zapisane. Pięć stron tekstu.

Zaintrygowany, kucnąłem, wgłębiając się w lekturę.

R. odszedł. M. do niego dołączył. Obaj nawet nie spojrzeli na mnie czy A. Postanowiłam, że spróbuję opisać moje życie. Czasy z N., poznanie R. Przybycie mojego kochanego M. Powrót do Polski zaraz po tym, jak byłam z N. Narodziny mojego drugiego syna.

R. poznał prawdę o N. Dowiedział się, gdy znalazł poprzedni notes. Odszedł. Sądziłam, że miłość R. wytrzyma. Ale się myliłam. Zostałam sama.

Mam problemy. R. nie zostawił mi ani grosza! I wtedy wrócił N. Nie pomógł mi bezinteresownie - to nie było w jego stylu. Oszukałam go i wykorzystałam. ,,Wspieranie mnie" miało być zemstą R. Ale tonący brzytwy się chwyta...

R. chciał, abym do niego wróciła. Ale ja nie mogłam. Wciąż nie mogę. Tracę kontrolę nad moim życiem, jednak wiem, że do tego dojść nie może. Nie mogę zdradzić R.

Kocham R. Znam N. On jest potworem, chociaż dobrze traktuje mnie i A. Ale ja nie chcę A. Gdy go widzę, myślę o moich błędach.

A. jest niewinny. Wiem o tym. To tylko dziecko... ale dziecko będące owocem moich błędnych decyzji. Starałam się go kochać przez tyle lat. Wciąż próbuję... Ale teraz już nie mam motywacji. Bez R. moje życie nie ma sensu... A tylko on dbał o A. M. się starał, podobnie jak ja. Widziałam jednak chłód pod warstwą miłości w oczach M. M. znał prawdę od początku. Kochał A., jednocześnie nim gardząc.

Ja A. po prostu nienawidzę.

Przynajmniej N. wziął go do siebie. I dobrze. Po utracie R. wróciłam do nałogu. Wystarczyło zacząć pić w czerwcu, abym teraz, pod koniec września, była znów uzależniona. A może nigdy nie przestałam być alkoholiczką?

Nie wstydzę się tego słowa. Jest ono najmniej znaczącym elementem mojego życia.

Tęskniłam za wonią alkoholu. Do narkotyków na pewno nie wrócę. A może powinnam? Widząc moje nałogi, R. i M. wróciliby do mnie. Ale wyglądałam żałośnie. Pewnie wzbudziłabym w moim M. wstręt. Ale A. robi to samo, o czym ja właśnie myślę! Widzę to. Potrafi jedynie wzbudzać litość i wykorzystywać czyste serca. Pamiętam rozwód.

Mój syn cieszył się, gdy traciłam męża. Szatański pomiot pewnie czerpie korzyści z mojego cierpienia.

Don zmusza go do prostytucji. Teraz żałuję, że poradziłam szefowi oddanie mojego syna do burdelu. Czyż to nie byłoby bardziej tragiczne, gdyby A. był tylko dla N.?

N. zachowuje się tak, jakby znał prawdę. Gdy przyszedł po raz pierwszy po rozwodzie, był bardzo miły dla mojego syna. Dzisiaj też traktował go dobrze. Dawniej, gdy A. był mały, a R. jeździł na delegacje, don odwiedzał mnie. Częstował moje dzieci słodyczami, przez chwilę oglądając z nimi bajkę ,,Gdzie jest Nemo?". Ułożył młodszego do snu. Później wyszłam z N. do kina. Moi synkowie nie pamiętali o tamtym wieczorze.

Tęsknię za M. Chcę go zobaczyć, przytulić. A mam tylko A. Na co mi on? Ja chcę moje dziecko!

Piszę.

Piję.

Piję i piszę. ie mogę już wytrzymać. Pomocy!!!!!

R.?

Widzę go! Patrzy na mnie tak, jakbym była robakiem. Jest olbrzymi. A może to ja jestem malutka? 

Unosi but. Coraz wyżej i wyżej.

Podeszwa nad moją głową.

R. opuszcza buuuu...

Dalsza część była niewyraźna. Zawiedziony opuściłem mieszkanie. Chciałem poznać prawdę o mojej matce. Miałem w głowie mętlik. A. - Andrew, czyli ja. M., R.? To były inicjały taty i Mariusza? N.? Czyżby Nicolas?

Matka częściowo miała rację. Byłem pasożytem, który żerował na ludzkich słabościach. Ale nie obchodziło mnie to. Byłem już pod domem Stefana - nie chciałem zatem dalej zaprzątać sobie głowy nieprzyjemnościami.

Drzwi otworzył mi sam Stefan. Wślizgnąłem się do domu zajmującego całą kamienicę. Nie zwracałem uwagi na otoczenie - widziałem tylko plamy zieleni i brązu. I Stefana.

Mężczyzna zaprowadził mnie do dużej sypialni. Dość pewnie przekroczyłem próg sypialni, jednak wzdrygnąłem się, widząc, kto był w pomieszczeniu.

Paru mężczyzn. W niektórych rozpoznawałem moich klientów, jednak większości nie znałem. Zerknąłem niepewnie na Stefana.

- Dzisiaj będziesz pracować na wysokich obrotach, co? - zakpił mężczyzna. Jego siedmiu kolegów otoczyło mnie. - Rozbieraj się.

Nie wahałem się ani przez chwilę. Natychmiast wypełniłem rozkaz mężczyzny. Nie wahałem się nawet podczas zdejmowania bielizny. Nie licząc rękawiczek, zupełnie nic na sobie nie miałem.

- Masz być nagi. - warknął mężczyzna, zaplatając ręce na piersi. - Zupełnie.

Posłusznie wypełniłem rozkaz, eksponując swoje blizny. Nie chciałem ani płakać, ani pokazywać swoich słabości.

- Co tym razem, mój ,,panie"? - szepnąłem, robiąc krok do przodu. - Który chętny?

Chociaż mężczyźni nie zareagowali na moją jawną kpinę, ja i tak od razu pożałowałem swoich słów. Stefan i jego koledzy podeszli do mnie. Dwóch dryblasów rzuciło mnie na podłogę.

Stefan stanął przede mną, z mściwym uśmieszkiem wpatrując się w moje usta. Posłusznie rozchyliłem wargi, wypełniając niemy rozkaz.

I się zaczęło. Tak samo, jak zawsze?

Nie. Wręcz przeciwnie. Do Stefana dołączyli jego koledzy. Jeden zaszedł mnie od tyłu. Dwóch wsunęło się do moich dłoni. Trzech samodzielnie się dotykało, a ostatni muskał szorstkimi palcami moje miękkie prącie

To było obrzydliwe. Obce osoby, obce palce, aż w końcu obce nasienie. Byłem wypełniony. Brano mnie z dwóch stron, dodatkowo spuszczając się do i na mnie.

Po wszystkim pragnąłem uciec do łazienki i opróżnić swój żołądek. Nie mogłem. Mężczyźni wciąż mnie trzymali. Najgorszy był ten, który brał mnie od tyłu. Trzymał kurczowo moje biodra, boleśnie przyciskając je do siebie. Czułem, że zostaną mi siniaki.

Wymieniali się. Zamieniali rolami. Raz jeden tu, raz trzech tam.





Ciąg dalszy w następnym rozdziale :3

// 1. - Consigliere, inaczej doradca rodziny, to osoba wspierająca rodzinę. Bez jego rady don - szef - nie podejmował większości decyzji, zwłaszcza tych związanych z ekonomią i gospodarką.

2. - Współpracownikiem była osoba nienależąca do mafii, jednak pracująca dla rodziny przestępczej. Każdy członek mafii zaczynał od tej roli, a po czasie mógł zostać wtajemniczony. Współpracownikami wg tradycji mogli zostać Włosi - od zwykłych przestępców do biznesmenów i związkowców.

2. Cisza przed burzą

Jebana szkoła w Jackson, 22. 09.2014
08:21

Grom spełnił swoją obietnicę.


Gdy tylko wróciłem do domu, zabrałem się za naukę. Kułem przez ładnych parę godzin. Niektóre daty były proste - przerabiałem je jeszcze w Polsce - jednak zdecydowaną większość dopiero poznałem. Konferencja w Poczdamie? Ha! Ja musiałem wiedzieć wszystko o Churchillu!

Grom musiał mieć tamtej nocy nagły napływ ciepłych uczuć, gdyż po obudzeniu się znalazłem w kieszeni moich wąskich spodni sporą sumkę. Stówka. Piękne, szeleszczące sto dolarów.

Ucieszyłem się na ten gest. Wracając do domu, zahaczyłem o malutką polską restaurację. W Jackson nie miałem co liczyć na zróżnicowaną kuchnię - w każdym razie dotąd nie znalazłem nic oryginalnego - jednak nawet w tym mieście był ślad Polaków.

Była dziewiąta, zatem pracownicy od razu podali mi talerz gorących pierogów ruskich ze śmietaną i przysmażaną cebulką. Nie przepadałem za skwarkami. Brat najczęściej po prostu ugotowane przez babcię pierogi wrzucał na patelnię z cebulką i czekał, aż te zbrązowieją.

Pierwszy kęs sprawił, że odpłynąłem. Znalazłem się w mojej ukochanej ojczyźnie. Znów byłem mieszkańcem Wrocławia, znów byłem turystą w Krakowie, znów byłem stałym gościem w Karkonoszach. Odwiedzałem babcię po lekcjach debilnej historii, uciekałem przed dresami, po znajomości zdobywałem alko w najbliższym monopolowym.

Gdyby mój ojciec i matka nie doprowadzili do kolejnej schizmy wschodniej, wciąż mieszkałbym w Polsce. Niestety, rodzice pokłócili się. Nie słyszałem za wiele - tylko tyle, że ojciec ,,sprowadzał" Mariusza na złą drogę, a matka...

A matka zadawała się z mafią.

Ojciec nakłonił nas, abyśmy wrócili do Stanów. Miał nadzieję, że w ukochanym Jackson uda mu się pogodzić z matką. Nieskutecznie.

Rozwód był głośny i brutalny. Ja sam byłem nim zachwycony. Rodzice robili wszystko, aby mnie przeciągnąć na swoją stronę. Dawali pieniądze, jeździli na wycieczki, chwalili i tulili. W ciągu dwóch miesięcy interesowali się mną bardziej, niż przez ostatnie lata.

Matka zachowała prawa rodzicielskie. Mogła mieć nade mną władzę aż do ukończenia dwudziestego pierwszego roku życia.

Ojciec i Mariusz wrócili do Polski, a ja zostałem z matką w Stanach. Stałem się dziwką, która płacze ze wzruszenia, jedząc głupie pierogi ruskie ze zbyt małą ilością sera.

Tak. Poryczałem się w restauracji, myśląc o mojej rodzinie.

Dokończyłem moją porcję i zapłaciłem, po czym wybiegłem z restauracji, językiem oblizując się ze śmietany i tłuszczu. W domu od razu zamknąłem się w moim pokoju i zabrałem się za naukę.

W mieszkaniu było cicho. Matka spała. Mogłem skupić się na nauce. Oczywiście - do magicznej godziny 20:30, kiedy okazało się, że matka była już na nogach i kazała mi wcześniej iść do pracy. Pieprzyła coś o awansie.

A później to mnie pieprzyli.

Niedziela minęła stosunkowo spokojnie. Po paru godzinach męczenia się z deltą i mową zależną mogłem zasnąć i zebrać siły na historię i spotkanie z Gromem. Dopiero w poniedziałek uświadomiłem sobie, że przez cały weekend nie sięgałem po moje przyjaciółki. Aż miałem ochotę podziękować mojemu klientowi.

Oczywiście, mój ulubiony profesor od razu mnie wziął do odpowiedzi. Pytania nie były łatwe. Najwyraźniej ten drań uznał, że ostrzeżenie mnie upoważniało go do zadawania mi najbardziej skomplikowanych pytań.

W paru miejscach zabłysłem - wiedziałem stosunkowo sporo o Orlętach Lwowskich i oraz o Sikorskim. Wspomniałem nawet o Gibraltarze i ZWZ.

Grom skrytykował mnie i powiedział, że nie byłem już w Polsce. I nakazał mi mówić o Roosevelcie. Ja się pytam; czy to ważne było, że był dwudziestym szóstym, a nie dwudziestym siódmym prezydentem Stanów? To było najważniejsze w historii?

Przepraszam - dla Groma ważne było WSZYSTKO.

Dostałem moją ulubioną ocenę.

Zły jak osa, usiadłem w mojej ławce i zacząłem w Tobie pisać, mój przyjacielu...

- Andrew, mógłbyś się skupić na lekcji? Nie widzę, abyś był alfą i omegą, zatem zamknij ten zeszyt i słuchaj mnie albo odwiedź dyrektorkę. - Zimny głos Groma sprawił, że podniosłem raptownie głowę

Spojrzałem na profesora. Podobał mi się, i to bardzo. Chciałbym móc z nim spędzić poprzedni weekend. 

- Przepraszam, panie profesorze... - wymruczałem cicho, autentycznie zawstydzony. - To już się więcej nie powtórzy.

- Mam nadzieję, młodzieńcze. - Nauczyciel podniósł głos, gromiąc wzrokiem całą klasę. - Należy słuchać ludzi. Nie dlatego, że jestem waszym nauczycielem. Nie dlatego, że tego oczekują po was rodzice. Tego powinniście wymagać właśnie WY! Wy powinniście wymagać od siebie kultury. Jej brak zniża was do poziomu nieinteligentnych, prostych ludzi. Obdzieracie się z godności!

To było jedno z przemówień Groma. Profesor często wygłaszał takie mowy. Mówił donośnie, a ja i moi znajomi wręcz pragnęliśmy paść mu do stóp i błagać o przebaczenie. Nauczyciel uczył nas życia.

A mnie aż za bardzo.

- Andrew ma zostać po lekcji! - zagrzmiał mężczyzna, wracając na przód klasy. Uniósł rękę i wskazał jednego z wiszących na prawej ścianie prezydentów. - Ten mężczyzna wiedział, czym była kultura i godność osobista.

Zmrużyłem oczy, próbując dostrzec mężczyznę na portrecie. Powinienem iść do okulisty.

- Szesnasty prezydent Stanów Zjednoczonych! - ogłosił Grom, przechadzając się po sali. Całym ciałem pokazywał, jak doskonale się czuł. Widziałem, że uczenie innych - czy też: prześladowanie i poniżanie - sprawiało mu radość. - Walczył o to, aby nasze społeczeństwo nie było upośledzone, aby każdy z nas był wolnym człowiekiem. Co on ma wspólnego z naszym tematem, co? Czemu mówię o nim, a nie o zakończeniu drugiej wojny światowej?

- Ponieważ walczył o prawa niewolników? - szepnąłem niepewnie. - Pragnął uwolnienia czarnoskórych - czyli stałby po przeciwnej stronie barykady niż Hitler?

Grom uśmiechnął się nieznacznie, słysząc mnie. Moje serce zabiło mocniej, a niedawna ocena poszła w niepamięć.

Przez resztę lekcji cudownie się bawiłem. To nie była zwykła lekcja; to były cudowne minuty rozmowy z Gromem.

Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, wraz z mężczyzną skierowaliśmy się do jego gabinetu. To mi się podobało: Grom miał i własną klasę, i prywatne pomieszczenie.

Nauczyciel włączył czajnik, po czym wskazał mi kanapę. Usiadłem na niej, rozglądając się po pokoju.

Podobnie jak klasa, gabinet był pomalowany na wesoły, żółty kolor. Meble były wąskie i ciemne, a podłoga drewniana. Na ścianach widniały małe zdjęcia w ramkach. Zdumiony, wstałem, widząc na jednej z fotografii Groma na moim ukochanym Rynku.

- Byłeś w Polsce? - spytałem, rozpoznając moją ukochaną, wrocławską fontannę. - Nie wiedziałem, że...

- W szkole nie zwracaj się do mnie tak oficjalnie, Andrew. - warknął Grom, podchodząc do mnie. Jakby przecząc swoim słowom, objął mnie w pasie. Zamruczałem cicho, chociaż wciąż bolało mnie ciało po piątkowym spotkaniu z III C. - Moja babcia była Polką. Urszula. Zupełnie jak Orszula Kochanowska, prawda?

- To wyjaśnia, jakim cudem tak dobrze wypowiadasz polskie imiona i nazwiska, panie profesorze. - zauważyłem.

- Wezmę to jako pochwałę. - zakpił mężczyzna, dotykając mojego krocza. - Nie jesteś na mnie zły za tę jedynkę? Nie powinienem cię faworyzować, a ty ciągle odbiegałeś od tematu.

Wzruszyłem ramionami, obracając się na pięcie w objęciach mężczyzny. Musnąłem jego usta. On mnie tak podniecał...! Był dużo lepszy od moich przyjaciółek...

- Przepraszam...

- To jednak sprawiło, że wpadłem na doskonały pomysł. - oznajmił Grom. - Wkrótce będzie 11. listopada. Co powiesz na to, aby przybliżyć klasie historię twojego kraju? Zrobisz całogodzinną prezentację.

- Będzie za to ocena? - spytałem, ocierając się nieświadomie o krocze mężczyzny. Wzdrygnąłem się, czując na ciele jego erekcję.

- Będzie. - warknął Grom, po czym brutalnie mnie pocałował. Ugryzł moją wargę do krwi. I, niech mnie diabli, podobało mi się to. - Za lodzika dam ci nawet trójkę w formie poprawy tamtej odpowiedzi...

- Ustne to ustne. - zaśmiałem się, kucając. To było dziwne. Może nawet chore i złe. Ale mnie nie brzydziło.

Ile razy ssałem innym facetom? Setki razy? Nie umiałem tego zliczyć... A Grom był naprawdę wyjątkowym facetem...

- Masz do mnie jutro przyjść. Porozmawiamy o twojej prezentacji. Pomogę ci przy niej.

Skinąłem głową. Nie słuchałem go. Zanotowałem w pamięci wyłącznie adres zamieszkania mężczyzny, po czym skupiłem się na czymś dużo ważniejszym... i większym.

To naprawdę mnie nie brzydziło. Podobało mi się to, jak obejmowałem prącie Groma wargami. Jak je ssałem i lizałem. Zahaczałem zębami. To... to było naprawdę przyjemne. Nie napawało mnie wstrętem do samego siebie.

Kontakt fizyczny z profesorem był dla mnie miły. Dodatkowym atutem był fakt, że nauczyciel by mnie raczej nie pobił w trakcie... Taką przynajmniej miałem nadzieję.

Spełnienie przyszło szybko. Wszystko grzecznie przełknąłem, nie mając nawet najmniejszych odruchów wymiotnych. Grom nagrodził mnie delikatnym głaskaniem mojej głowy. Podobało mi się to, jak mężczyzna wplatał palce w moje włosy i masował skórę. Wręcz zamruczałem z przyjemności.


Ale prawdziwa nagroda miała dopiero nadejść.

- Skoro jesteśmy ze sobą tak blisko, to może przejdziemy na ,,ty"? - zaproponował Grom, gdy wstałem z klęczek.

Zdziwiony, patrzyłem na profesora tak, jakby mi oznajmił, że fantazjuje o różowych kozach w lateksie. Nic nie powiedziałem, gdyż Grom akurat wycierał moje usta.

- Gdy będziemy spotykać się prywatnie, możesz nazywać mnie po prostu ,,Howard". - Grom uśmiechnął się do mnie, po czym musnął moje wargi. - Co nie zmienia faktu, że masz się uczyć.

- Ja, natürlich! - zawołałem entuzjastycznie, uśmiechając się jak kretyn.

Grom - HOWARD - zaśmiał się pod nosem. Wyglądał tak seksownie...

- Nie wiedziałem, że znasz aż tyle języków, Andrew...

- Angielski i polski są dla mnie niezbędne - wyjaśniłem - a niemiecki i francuski traktuję jako porządne dodatki.

- To dobrze. - skwitował Howard, odwracając się ode mnie. Sięgnął do swojej torby, po czym wyjął z niej jakieś zawiniątko. Rzucił mi pakunek. - Smacznego.

Resztę przerwy spędziliśmy, jedząc bułki. Z bratem nazwaliśmy takowe ,,kolorowymi kanapkami" przez składniki: różową wędlinę, żółte masło, białe jajka i ser, pomarańczowe żółtka, zieloną sałatę i czerwonawe rzodkiewki.

Rozmawialiśmy. Howard zaproponował mi, że podwiezie mnie do domu. Miałem wrażenie, że pokocham moją pracę za to, jak dzięki niej między mną a nauczycielem zaczęło robić się bardzo przyjemnie. Grom mógł być dla mnie jak ojciec lub najlepszy przyjaciel. Ale ja go wolałem w innej roli.

Po dzwonku wróciłem do klasy historycznej. Zgodnie ze słowami Groma, nie było angielskiego. Moi znajomi zostali porozsyłani po różnych klasach. Ja zostałem w sali Howarda. Nauczyciel wpuścił do swego królestwa uczniów z III C. Wzdrygnąłem się, gdy miejsce przede mną zajęli Sam i Jack.

Skuliłem się w sobie, gdy na ,,dzień dobry" usłyszałem ,,siemka, cioto". Sam uniósł atlas historyczny w twardej oprawie. Zanim mnie uderzył, zerwałem się z krzesła i z całej siły rąbnąłem mojego prześladowcę w ramię. Sam wrzasnął wściekle.

- Panowie, nie po to studiowałem przez wiele lat, aby uczyć przedszkolaków! - Solidne ryknięcie i przyzwoite pierdolnięcie dziennikiem o biurko w wykonaniu Howarda sprawiło, że wraz z Samem potulnie usiedliśmy. Pierdolnięcie dziennikiem, a nie biurko Groma. Ja naprawdę byłem humanistą? - Pan Johnson podejdzie do mnie.

Sam wstał, po czym usiadł na nie-elektrycznym krześle. Grom zajął miejsce naprzeciwko. Pochyliłem głowę, chcąc ukryć tryumfalny uśmieszek, kiedy zaczęło się przesłuchanie. Howard wyrzucał z siebie pytania jak karabin maszynowy, a coraz bardziej spocony Johnson próbował cokolwiek powiedzieć.

- Ślę ci wyrazy mojej najgłębszej miłości. - zakpił Howard, a następnie spojrzał na mnie. - Ciebie, Milkiewitz, również bym z chęcią przepytał, ale nie mam prawa robić tego na innej lekcji, niż naszej.

Howard wyglądał na autentycznie zasmuconego. Westchnął teatralnie, po czym zaczął prowadzić lekcję. Mówił o Locarno. Dziwiłem się. Nie pojmowałem, jaki był w tej szkole system nauczania. Mój brat w trzeciej klasie miał historię Europy. Uczył się o renesansie i baroku - tym samym, czym zajmowali się polscy gimnazjaliści.

Lekcja minęła spokojnie. Pisałem w dzienniku, a Howard edukował klasę. Zapowiedział sprawdzian, patrząc na mnie. Acha. Czyli moją klasę też miał spotkać ten ,,zaszczyt"?

Reszta dnia minęła spokojnie. Matematyka, biologia, zajęcia ze sztuki... O przed piętnastą spotkałem się z Gromem przy jego samochodzie, abyśmy razem wrócili. Nie widziałem jednak pierwszych grzmotów burzy, której ciężkie chmury pragnęły zmiażdżyć moje życie.



Podoba się wam rozdziaał? :3 Miłego weekendu :3