Homoerotyczne Fantazje

Zbiór opowiadań o tematyce homoerotycznej autorstwa Hexie Niebieskiej

3. Awans

Miłego czytania!!! :3 Mam nadzieję, że się Wam spodoba <3




O 15:00 byłem w domu. Howard odwiózł mnie pod same drzwi budynku. Nie wiedziałem, że Grom miał tak luksusowy samochód. Nie powinno mnie to zdziwić - w końcu było go stać na regularne płacenie niemałych sumek u mojego szefa.

A skoro o nim mowa...

Był w mieszkaniu. Rozmawiał w salonie z moją mamą i jakimś obcym mężczyzną. Widząc ich, pragnąłem zawrócić i uciec do Howarda. Wiedziałem jednak, że Grom był już daleko. Podał mi swój adres. Mieszkał po drugiej stronie Jackson.

Byłem sam. Ojciec i Mariusz żyli w innym mieście, kraju, kontynencie. Howarda i mnie dzieliły kilometry. Bałem się. Ostatnim razem, gdy w mieszkaniu pojawił się szef, otrzymałem tę jakże przyjemną pracę. Pierwotnie miałem zamieszkać u szefa, ten jednak wolał nie wzbudzać podejrzeń.

- Andrew! - zawołał radośnie mężczyzna, wstając z fotela. - Dawno cię nie widziałem, cukiereczku!

Szef, Nicolas Abrams, nie pasował do mojego mieszkania. Wyglądał podobnie jak wielu gangsterów w Jackson. Ubrany w czarny, idealnie dopasowany garnitur Valentino, z ciemnymi włosami przyprószonymi siwizną i przystojną, choć niepozbawioną drobnych zmarszczek twarzą wyróżniał się na tle starych, śmierdzących mebli.

Salon kojarzył mi się z komunistycznymi mieszkaniami w zdewastowanej Polsce. Tani, zniszczony, niedomyty parkiet. Kanapa i dwa fotele o poprzecieranych tapicerkach barwy wymiocin. Kolor przypominał mi kolor mchu lub zawartość żołądka po turbulencjach. Na środku pomieszczenia znajdował się niski stół o krzywych, trzeszczących nogach. Matka półsiedziała, półleżała na kanapie, przykryta przeżartym przez mole kocem. W rękach trzymała ceramiczny, biały kubek. Zastanawiałem się, czy w naczyniu było coś bez procentów.

Drugi fotel zajmował nieznajomy mi mężczyzna. Wyglądał tak samo jak szef, jednak jego twarz była węższa. Typowy członek mafii. Garniturek i perfekcyjny wygląd. Ukryty gdzieś pistolet. Z wyraźnie zaznaczonymi rysami i jednodniowym zarostem wyglądał naprawdę seksownie. Starsi mężczyźni cholernie mnie podniecali, aczkolwiek obecność szefa sprawiała, że pragnąłem uciec, a nie się... Aggrh!

- Jak się masz, Andrew? - zagadał nieznajomy, wstając i podając mi rękę. Uścisnąłem wyciągniętą w moją stronę dłoń. - Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Rozumiem. - mruknąłem.

Usiedliśmy. Z wyraźną odrazą malującą się na twarzy zająłem miejsce obok matki.

- Czego chcecie? - spytałem, siląc się na miły ton. Podciągnąłem kolana pod brodę. Nie zdjąłem butów, zatem podeszwy trampek zabrudziły kanapę. - W środku tygodnia nie pracuję.

- Właśnie o to chodzi. - wyjaśnił szef. - Mała zmiana. Spodobałeś się dwóm klientom. Frankie Lay i Howard Grom...

Uniosłem głowę, słysząc imię mojego nauczyciela. Zdumiony, wpatrywałem się w szefa. Co wspólnego mieli ci gangsterzy z profesorem?

- Howard Grom i Frankie są... - szef zawahał się - dawnymi znajomymi. Zarezerwowali cię na następne tygodnie. Awansujesz, Andrew. Będziesz przychodzić do ich domów. Będziesz na każde zawołanie Howarda i Frankie'ego. Po nocach z nimi będziesz odwiedzać Stefana.

Nieznajomy posłał mi miły, ciepły uśmiech. Grymas wydawał się być prawdziwy, jednak w oczach mężczyzny widziałem fałsz.

- Ilu ich jeszcze będzie? - spytałem cicho. Bałem się, jednak podobała mi się opcja takiej pracy. W każdym razie - była lepsza od dotychczasowej. - I jak to ma wyglądać?

- Będziesz mieć tylko tych trzech klientów. W tym mnie. - Mężczyzna, prawdopodobnie Stefan, wciąż się do mnie uśmiechał. - Ja, Grom i Frankie. Tamtych dwóch obsługiwałeś już w ostatni weekend. Mną się dopiero zajmiesz... A twoje zadanie...

Szef wstał, dłonią uciszając Stefana. Spojrzał ostrzegawczo na moją mamę.

Miałem mętlik w głowie. Moje ,,zadanie"? To było chyba oczywiste! Chciano mi coś tłumaczyć?

Matka leniwie wstała zwlokła się z kanapy. Kubek spadł na podłogę, tłukąc się i rysując parkiet.

- Pierdolona mafia... - mruknęła nieprzytomnie, opuszczając salon.

Szef zamknął za kobietą drzwi, po czym usiadł przy mnie. Dotknął delikatnie mojego ramienia. Wzdrygnąłem się z odrazą. Wiedziałem, że Abrams mnie lubił. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jego interesowały wyłącznie kobiety, zatem nie powinienem się niczego z jego strony obawiać... Gdyby nie fakt, że to przez konszachty mojej matki z nim stałem się dziwką.

- Andrew... Po prostu musisz wyciągać z Frankie'ego i Howarda informacje. - wyznał szef. - Podejrzewam, że ci dwaj wybrali cię, abyś przekazywał im wiadomości o mnie i mojej rodzinie. Twoim zadaniem będzie podawanie im fałszywych informacji i poznawanie prawdy na ich temat.

- Dzień po każdym spotkaniu będziesz przychodzić do mnie i wszystko relacjonować. Jestem consigliere(1) i lepiej, aby nikt się o mnie nie dowiedział. Będę pośrednikiem między tobą a szefem, aby nikt się nie domyślił, co robimy.

Umiałem tylko skinąć głową. Miałem być szpiegiem? ,,Współpracownikiem"(2), jak to określano takich ludzi w półświatku? Nie chciałem. Musiałbym zdradzać Howarda. On by mnie przejrzał. Pal licho karę - lubiłem profesora. W ciągu jednej nocy moja niechęć do niego zmieniła się w sympatię. I miałbym nagle go oszukać? Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił?

Może nie uczynił dla mnie za dużo... Ale był miły. Jako jedyny. Wspierał mnie. Jako nauczyciel wciąż był surowy - nie przekraczał granicy między życiem prywatnym a szkolnym. Jednak... nawet w szkole, między lekcjami, był dobry. Dał mi nawet śniadanie. Zaoferował pomoc.

Szef i jego doradca wstali, po czym pożegnali się ze mną. Consigliere podał mi swoją wizytówkę. Przekazał mi swój adres i powiedział, o której miałem się stawić w jego domu.

Dom, 22.09.2014
19:47

Po wszystkim płakałem. Tak. Płakałem jak dziecko, chociaż w Polsce byłbym już pełnoletni. Nie mogłem na to nic poradzić. Zamknąłem się w swoim pokoju. Przesunąłem komodę pod
drzwi, a następnie rzuciłem się na łóżko. Przez łzy w oczach nie widziałem wyraźnie, co mnie otaczało, jednak nie przejmowałem się tym. Doskonale, co było wokół mnie.

Wąski, mały pokój. Niski sufit i ściany były dawniej białe, jednak lata palenia tytoniu przez poprzednich lokatorów sprawiły, że te stały się szare. Drzwi i znajdujące się naprzeciwko nich okno zostały kiedyś pomalowane. Jasna, żółta farba zdążyła się złuszczyć.

Poza wąskim, trzeszczącym łóżkiem i zniszczoną komodą w pokoju nie było żadnych mebli. Lekcje odrabiałem, siedząc na materacu i mając zeszyty na komodzie. Teraz mam tę pozycję, pisząc w Tobie, mój przyjacielu. To nie jest wygodne. Wręcz przeciwnie - muszę mieć ręce wysoko, aby sięgnąć do ,,blatu". Piszę niewyraźnie, wiem. Ciekawe, czy ktokolwiek by to rozczytał. O ile w ogóle czytelnik znałby język polski...

Wracając do tego, co się działo po wyjściu szefa i jego doradcy. Byłem zirytowany i zrozpaczony własną bezsilnością. Sięgnąłem po moje przyjaciółki.

Jak zwykle, ręce mi się trzęsły. Z ulgą przyjmowałem kolejne dawki bólu. Nie przyciskałem mocno mojej przyjaciółki. Nie chciałem się zabić i bałem się poważnego krwotoku. Płytkie cięcia również zabierały psychiczny ból, jednocześnie dając się łatwo zamknąć.

Teraz siedzę na łóżku, pisząc. Ranki się zasklepiły, jednak przezornie owinąłem je najpierw bandażem, a dopiero później założyłem rękawiczkę.

Zbliża się 20:00. Za godzinę mam być w domu Stefana. Nie pomogę mu i szefowi. Niech na to nie liczą. Będę pomagać sobie. Na drugim miejscu będzie Howard.

Zamknąłem dziennik, po czym zacząłem się szykować do wyjścia. Nie zamierzałem się stroić - ograniczyłem się do rozczesania włosów i wypucowania mokasynów. Pokręciłem kostką, czując się nieswobodnie.

Na palcach przeszedłem do sypialni mojej matki. Wzdrygnąłem się z odrazą, gdy w moje nozdrza uderzyła woń alkoholu i wymiocin. Przesiąknięty moczem materac, śmierdzące tytoniem i wódką ubrania, brudne od kwasów żołądkowych panele... Czułem się w sypialni matki obrzydliwie. Wstrzymując powietrze, przemknąłem się do komody. Wiedziałem, że mogłem w niej znaleźć jakieś oszczędności - pieniądze przeznaczone na czynsz. Moja matka, będąc trzeźwą, odkładała ciągle parę dolców. Jej pijana strona nigdy nie pamiętała o tych skarbach.

Wziąłem do ręki notes, w którym matka miała ukryte banknoty. I zamarłem.

Dawniej czyste kartki zeszytu były zapisane. Pięć stron tekstu.

Zaintrygowany, kucnąłem, wgłębiając się w lekturę.

R. odszedł. M. do niego dołączył. Obaj nawet nie spojrzeli na mnie czy A. Postanowiłam, że spróbuję opisać moje życie. Czasy z N., poznanie R. Przybycie mojego kochanego M. Powrót do Polski zaraz po tym, jak byłam z N. Narodziny mojego drugiego syna.

R. poznał prawdę o N. Dowiedział się, gdy znalazł poprzedni notes. Odszedł. Sądziłam, że miłość R. wytrzyma. Ale się myliłam. Zostałam sama.

Mam problemy. R. nie zostawił mi ani grosza! I wtedy wrócił N. Nie pomógł mi bezinteresownie - to nie było w jego stylu. Oszukałam go i wykorzystałam. ,,Wspieranie mnie" miało być zemstą R. Ale tonący brzytwy się chwyta...

R. chciał, abym do niego wróciła. Ale ja nie mogłam. Wciąż nie mogę. Tracę kontrolę nad moim życiem, jednak wiem, że do tego dojść nie może. Nie mogę zdradzić R.

Kocham R. Znam N. On jest potworem, chociaż dobrze traktuje mnie i A. Ale ja nie chcę A. Gdy go widzę, myślę o moich błędach.

A. jest niewinny. Wiem o tym. To tylko dziecko... ale dziecko będące owocem moich błędnych decyzji. Starałam się go kochać przez tyle lat. Wciąż próbuję... Ale teraz już nie mam motywacji. Bez R. moje życie nie ma sensu... A tylko on dbał o A. M. się starał, podobnie jak ja. Widziałam jednak chłód pod warstwą miłości w oczach M. M. znał prawdę od początku. Kochał A., jednocześnie nim gardząc.

Ja A. po prostu nienawidzę.

Przynajmniej N. wziął go do siebie. I dobrze. Po utracie R. wróciłam do nałogu. Wystarczyło zacząć pić w czerwcu, abym teraz, pod koniec września, była znów uzależniona. A może nigdy nie przestałam być alkoholiczką?

Nie wstydzę się tego słowa. Jest ono najmniej znaczącym elementem mojego życia.

Tęskniłam za wonią alkoholu. Do narkotyków na pewno nie wrócę. A może powinnam? Widząc moje nałogi, R. i M. wróciliby do mnie. Ale wyglądałam żałośnie. Pewnie wzbudziłabym w moim M. wstręt. Ale A. robi to samo, o czym ja właśnie myślę! Widzę to. Potrafi jedynie wzbudzać litość i wykorzystywać czyste serca. Pamiętam rozwód.

Mój syn cieszył się, gdy traciłam męża. Szatański pomiot pewnie czerpie korzyści z mojego cierpienia.

Don zmusza go do prostytucji. Teraz żałuję, że poradziłam szefowi oddanie mojego syna do burdelu. Czyż to nie byłoby bardziej tragiczne, gdyby A. był tylko dla N.?

N. zachowuje się tak, jakby znał prawdę. Gdy przyszedł po raz pierwszy po rozwodzie, był bardzo miły dla mojego syna. Dzisiaj też traktował go dobrze. Dawniej, gdy A. był mały, a R. jeździł na delegacje, don odwiedzał mnie. Częstował moje dzieci słodyczami, przez chwilę oglądając z nimi bajkę ,,Gdzie jest Nemo?". Ułożył młodszego do snu. Później wyszłam z N. do kina. Moi synkowie nie pamiętali o tamtym wieczorze.

Tęsknię za M. Chcę go zobaczyć, przytulić. A mam tylko A. Na co mi on? Ja chcę moje dziecko!

Piszę.

Piję.

Piję i piszę. ie mogę już wytrzymać. Pomocy!!!!!

R.?

Widzę go! Patrzy na mnie tak, jakbym była robakiem. Jest olbrzymi. A może to ja jestem malutka? 

Unosi but. Coraz wyżej i wyżej.

Podeszwa nad moją głową.

R. opuszcza buuuu...

Dalsza część była niewyraźna. Zawiedziony opuściłem mieszkanie. Chciałem poznać prawdę o mojej matce. Miałem w głowie mętlik. A. - Andrew, czyli ja. M., R.? To były inicjały taty i Mariusza? N.? Czyżby Nicolas?

Matka częściowo miała rację. Byłem pasożytem, który żerował na ludzkich słabościach. Ale nie obchodziło mnie to. Byłem już pod domem Stefana - nie chciałem zatem dalej zaprzątać sobie głowy nieprzyjemnościami.

Drzwi otworzył mi sam Stefan. Wślizgnąłem się do domu zajmującego całą kamienicę. Nie zwracałem uwagi na otoczenie - widziałem tylko plamy zieleni i brązu. I Stefana.

Mężczyzna zaprowadził mnie do dużej sypialni. Dość pewnie przekroczyłem próg sypialni, jednak wzdrygnąłem się, widząc, kto był w pomieszczeniu.

Paru mężczyzn. W niektórych rozpoznawałem moich klientów, jednak większości nie znałem. Zerknąłem niepewnie na Stefana.

- Dzisiaj będziesz pracować na wysokich obrotach, co? - zakpił mężczyzna. Jego siedmiu kolegów otoczyło mnie. - Rozbieraj się.

Nie wahałem się ani przez chwilę. Natychmiast wypełniłem rozkaz mężczyzny. Nie wahałem się nawet podczas zdejmowania bielizny. Nie licząc rękawiczek, zupełnie nic na sobie nie miałem.

- Masz być nagi. - warknął mężczyzna, zaplatając ręce na piersi. - Zupełnie.

Posłusznie wypełniłem rozkaz, eksponując swoje blizny. Nie chciałem ani płakać, ani pokazywać swoich słabości.

- Co tym razem, mój ,,panie"? - szepnąłem, robiąc krok do przodu. - Który chętny?

Chociaż mężczyźni nie zareagowali na moją jawną kpinę, ja i tak od razu pożałowałem swoich słów. Stefan i jego koledzy podeszli do mnie. Dwóch dryblasów rzuciło mnie na podłogę.

Stefan stanął przede mną, z mściwym uśmieszkiem wpatrując się w moje usta. Posłusznie rozchyliłem wargi, wypełniając niemy rozkaz.

I się zaczęło. Tak samo, jak zawsze?

Nie. Wręcz przeciwnie. Do Stefana dołączyli jego koledzy. Jeden zaszedł mnie od tyłu. Dwóch wsunęło się do moich dłoni. Trzech samodzielnie się dotykało, a ostatni muskał szorstkimi palcami moje miękkie prącie

To było obrzydliwe. Obce osoby, obce palce, aż w końcu obce nasienie. Byłem wypełniony. Brano mnie z dwóch stron, dodatkowo spuszczając się do i na mnie.

Po wszystkim pragnąłem uciec do łazienki i opróżnić swój żołądek. Nie mogłem. Mężczyźni wciąż mnie trzymali. Najgorszy był ten, który brał mnie od tyłu. Trzymał kurczowo moje biodra, boleśnie przyciskając je do siebie. Czułem, że zostaną mi siniaki.

Wymieniali się. Zamieniali rolami. Raz jeden tu, raz trzech tam.





Ciąg dalszy w następnym rozdziale :3

// 1. - Consigliere, inaczej doradca rodziny, to osoba wspierająca rodzinę. Bez jego rady don - szef - nie podejmował większości decyzji, zwłaszcza tych związanych z ekonomią i gospodarką.

2. - Współpracownikiem była osoba nienależąca do mafii, jednak pracująca dla rodziny przestępczej. Każdy członek mafii zaczynał od tej roli, a po czasie mógł zostać wtajemniczony. Współpracownikami wg tradycji mogli zostać Włosi - od zwykłych przestępców do biznesmenów i związkowców.

2. Cisza przed burzą

Jebana szkoła w Jackson, 22. 09.2014
08:21

Grom spełnił swoją obietnicę.


Gdy tylko wróciłem do domu, zabrałem się za naukę. Kułem przez ładnych parę godzin. Niektóre daty były proste - przerabiałem je jeszcze w Polsce - jednak zdecydowaną większość dopiero poznałem. Konferencja w Poczdamie? Ha! Ja musiałem wiedzieć wszystko o Churchillu!

Grom musiał mieć tamtej nocy nagły napływ ciepłych uczuć, gdyż po obudzeniu się znalazłem w kieszeni moich wąskich spodni sporą sumkę. Stówka. Piękne, szeleszczące sto dolarów.

Ucieszyłem się na ten gest. Wracając do domu, zahaczyłem o malutką polską restaurację. W Jackson nie miałem co liczyć na zróżnicowaną kuchnię - w każdym razie dotąd nie znalazłem nic oryginalnego - jednak nawet w tym mieście był ślad Polaków.

Była dziewiąta, zatem pracownicy od razu podali mi talerz gorących pierogów ruskich ze śmietaną i przysmażaną cebulką. Nie przepadałem za skwarkami. Brat najczęściej po prostu ugotowane przez babcię pierogi wrzucał na patelnię z cebulką i czekał, aż te zbrązowieją.

Pierwszy kęs sprawił, że odpłynąłem. Znalazłem się w mojej ukochanej ojczyźnie. Znów byłem mieszkańcem Wrocławia, znów byłem turystą w Krakowie, znów byłem stałym gościem w Karkonoszach. Odwiedzałem babcię po lekcjach debilnej historii, uciekałem przed dresami, po znajomości zdobywałem alko w najbliższym monopolowym.

Gdyby mój ojciec i matka nie doprowadzili do kolejnej schizmy wschodniej, wciąż mieszkałbym w Polsce. Niestety, rodzice pokłócili się. Nie słyszałem za wiele - tylko tyle, że ojciec ,,sprowadzał" Mariusza na złą drogę, a matka...

A matka zadawała się z mafią.

Ojciec nakłonił nas, abyśmy wrócili do Stanów. Miał nadzieję, że w ukochanym Jackson uda mu się pogodzić z matką. Nieskutecznie.

Rozwód był głośny i brutalny. Ja sam byłem nim zachwycony. Rodzice robili wszystko, aby mnie przeciągnąć na swoją stronę. Dawali pieniądze, jeździli na wycieczki, chwalili i tulili. W ciągu dwóch miesięcy interesowali się mną bardziej, niż przez ostatnie lata.

Matka zachowała prawa rodzicielskie. Mogła mieć nade mną władzę aż do ukończenia dwudziestego pierwszego roku życia.

Ojciec i Mariusz wrócili do Polski, a ja zostałem z matką w Stanach. Stałem się dziwką, która płacze ze wzruszenia, jedząc głupie pierogi ruskie ze zbyt małą ilością sera.

Tak. Poryczałem się w restauracji, myśląc o mojej rodzinie.

Dokończyłem moją porcję i zapłaciłem, po czym wybiegłem z restauracji, językiem oblizując się ze śmietany i tłuszczu. W domu od razu zamknąłem się w moim pokoju i zabrałem się za naukę.

W mieszkaniu było cicho. Matka spała. Mogłem skupić się na nauce. Oczywiście - do magicznej godziny 20:30, kiedy okazało się, że matka była już na nogach i kazała mi wcześniej iść do pracy. Pieprzyła coś o awansie.

A później to mnie pieprzyli.

Niedziela minęła stosunkowo spokojnie. Po paru godzinach męczenia się z deltą i mową zależną mogłem zasnąć i zebrać siły na historię i spotkanie z Gromem. Dopiero w poniedziałek uświadomiłem sobie, że przez cały weekend nie sięgałem po moje przyjaciółki. Aż miałem ochotę podziękować mojemu klientowi.

Oczywiście, mój ulubiony profesor od razu mnie wziął do odpowiedzi. Pytania nie były łatwe. Najwyraźniej ten drań uznał, że ostrzeżenie mnie upoważniało go do zadawania mi najbardziej skomplikowanych pytań.

W paru miejscach zabłysłem - wiedziałem stosunkowo sporo o Orlętach Lwowskich i oraz o Sikorskim. Wspomniałem nawet o Gibraltarze i ZWZ.

Grom skrytykował mnie i powiedział, że nie byłem już w Polsce. I nakazał mi mówić o Roosevelcie. Ja się pytam; czy to ważne było, że był dwudziestym szóstym, a nie dwudziestym siódmym prezydentem Stanów? To było najważniejsze w historii?

Przepraszam - dla Groma ważne było WSZYSTKO.

Dostałem moją ulubioną ocenę.

Zły jak osa, usiadłem w mojej ławce i zacząłem w Tobie pisać, mój przyjacielu...

- Andrew, mógłbyś się skupić na lekcji? Nie widzę, abyś był alfą i omegą, zatem zamknij ten zeszyt i słuchaj mnie albo odwiedź dyrektorkę. - Zimny głos Groma sprawił, że podniosłem raptownie głowę

Spojrzałem na profesora. Podobał mi się, i to bardzo. Chciałbym móc z nim spędzić poprzedni weekend. 

- Przepraszam, panie profesorze... - wymruczałem cicho, autentycznie zawstydzony. - To już się więcej nie powtórzy.

- Mam nadzieję, młodzieńcze. - Nauczyciel podniósł głos, gromiąc wzrokiem całą klasę. - Należy słuchać ludzi. Nie dlatego, że jestem waszym nauczycielem. Nie dlatego, że tego oczekują po was rodzice. Tego powinniście wymagać właśnie WY! Wy powinniście wymagać od siebie kultury. Jej brak zniża was do poziomu nieinteligentnych, prostych ludzi. Obdzieracie się z godności!

To było jedno z przemówień Groma. Profesor często wygłaszał takie mowy. Mówił donośnie, a ja i moi znajomi wręcz pragnęliśmy paść mu do stóp i błagać o przebaczenie. Nauczyciel uczył nas życia.

A mnie aż za bardzo.

- Andrew ma zostać po lekcji! - zagrzmiał mężczyzna, wracając na przód klasy. Uniósł rękę i wskazał jednego z wiszących na prawej ścianie prezydentów. - Ten mężczyzna wiedział, czym była kultura i godność osobista.

Zmrużyłem oczy, próbując dostrzec mężczyznę na portrecie. Powinienem iść do okulisty.

- Szesnasty prezydent Stanów Zjednoczonych! - ogłosił Grom, przechadzając się po sali. Całym ciałem pokazywał, jak doskonale się czuł. Widziałem, że uczenie innych - czy też: prześladowanie i poniżanie - sprawiało mu radość. - Walczył o to, aby nasze społeczeństwo nie było upośledzone, aby każdy z nas był wolnym człowiekiem. Co on ma wspólnego z naszym tematem, co? Czemu mówię o nim, a nie o zakończeniu drugiej wojny światowej?

- Ponieważ walczył o prawa niewolników? - szepnąłem niepewnie. - Pragnął uwolnienia czarnoskórych - czyli stałby po przeciwnej stronie barykady niż Hitler?

Grom uśmiechnął się nieznacznie, słysząc mnie. Moje serce zabiło mocniej, a niedawna ocena poszła w niepamięć.

Przez resztę lekcji cudownie się bawiłem. To nie była zwykła lekcja; to były cudowne minuty rozmowy z Gromem.

Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, wraz z mężczyzną skierowaliśmy się do jego gabinetu. To mi się podobało: Grom miał i własną klasę, i prywatne pomieszczenie.

Nauczyciel włączył czajnik, po czym wskazał mi kanapę. Usiadłem na niej, rozglądając się po pokoju.

Podobnie jak klasa, gabinet był pomalowany na wesoły, żółty kolor. Meble były wąskie i ciemne, a podłoga drewniana. Na ścianach widniały małe zdjęcia w ramkach. Zdumiony, wstałem, widząc na jednej z fotografii Groma na moim ukochanym Rynku.

- Byłeś w Polsce? - spytałem, rozpoznając moją ukochaną, wrocławską fontannę. - Nie wiedziałem, że...

- W szkole nie zwracaj się do mnie tak oficjalnie, Andrew. - warknął Grom, podchodząc do mnie. Jakby przecząc swoim słowom, objął mnie w pasie. Zamruczałem cicho, chociaż wciąż bolało mnie ciało po piątkowym spotkaniu z III C. - Moja babcia była Polką. Urszula. Zupełnie jak Orszula Kochanowska, prawda?

- To wyjaśnia, jakim cudem tak dobrze wypowiadasz polskie imiona i nazwiska, panie profesorze. - zauważyłem.

- Wezmę to jako pochwałę. - zakpił mężczyzna, dotykając mojego krocza. - Nie jesteś na mnie zły za tę jedynkę? Nie powinienem cię faworyzować, a ty ciągle odbiegałeś od tematu.

Wzruszyłem ramionami, obracając się na pięcie w objęciach mężczyzny. Musnąłem jego usta. On mnie tak podniecał...! Był dużo lepszy od moich przyjaciółek...

- Przepraszam...

- To jednak sprawiło, że wpadłem na doskonały pomysł. - oznajmił Grom. - Wkrótce będzie 11. listopada. Co powiesz na to, aby przybliżyć klasie historię twojego kraju? Zrobisz całogodzinną prezentację.

- Będzie za to ocena? - spytałem, ocierając się nieświadomie o krocze mężczyzny. Wzdrygnąłem się, czując na ciele jego erekcję.

- Będzie. - warknął Grom, po czym brutalnie mnie pocałował. Ugryzł moją wargę do krwi. I, niech mnie diabli, podobało mi się to. - Za lodzika dam ci nawet trójkę w formie poprawy tamtej odpowiedzi...

- Ustne to ustne. - zaśmiałem się, kucając. To było dziwne. Może nawet chore i złe. Ale mnie nie brzydziło.

Ile razy ssałem innym facetom? Setki razy? Nie umiałem tego zliczyć... A Grom był naprawdę wyjątkowym facetem...

- Masz do mnie jutro przyjść. Porozmawiamy o twojej prezentacji. Pomogę ci przy niej.

Skinąłem głową. Nie słuchałem go. Zanotowałem w pamięci wyłącznie adres zamieszkania mężczyzny, po czym skupiłem się na czymś dużo ważniejszym... i większym.

To naprawdę mnie nie brzydziło. Podobało mi się to, jak obejmowałem prącie Groma wargami. Jak je ssałem i lizałem. Zahaczałem zębami. To... to było naprawdę przyjemne. Nie napawało mnie wstrętem do samego siebie.

Kontakt fizyczny z profesorem był dla mnie miły. Dodatkowym atutem był fakt, że nauczyciel by mnie raczej nie pobił w trakcie... Taką przynajmniej miałem nadzieję.

Spełnienie przyszło szybko. Wszystko grzecznie przełknąłem, nie mając nawet najmniejszych odruchów wymiotnych. Grom nagrodził mnie delikatnym głaskaniem mojej głowy. Podobało mi się to, jak mężczyzna wplatał palce w moje włosy i masował skórę. Wręcz zamruczałem z przyjemności.


Ale prawdziwa nagroda miała dopiero nadejść.

- Skoro jesteśmy ze sobą tak blisko, to może przejdziemy na ,,ty"? - zaproponował Grom, gdy wstałem z klęczek.

Zdziwiony, patrzyłem na profesora tak, jakby mi oznajmił, że fantazjuje o różowych kozach w lateksie. Nic nie powiedziałem, gdyż Grom akurat wycierał moje usta.

- Gdy będziemy spotykać się prywatnie, możesz nazywać mnie po prostu ,,Howard". - Grom uśmiechnął się do mnie, po czym musnął moje wargi. - Co nie zmienia faktu, że masz się uczyć.

- Ja, natürlich! - zawołałem entuzjastycznie, uśmiechając się jak kretyn.

Grom - HOWARD - zaśmiał się pod nosem. Wyglądał tak seksownie...

- Nie wiedziałem, że znasz aż tyle języków, Andrew...

- Angielski i polski są dla mnie niezbędne - wyjaśniłem - a niemiecki i francuski traktuję jako porządne dodatki.

- To dobrze. - skwitował Howard, odwracając się ode mnie. Sięgnął do swojej torby, po czym wyjął z niej jakieś zawiniątko. Rzucił mi pakunek. - Smacznego.

Resztę przerwy spędziliśmy, jedząc bułki. Z bratem nazwaliśmy takowe ,,kolorowymi kanapkami" przez składniki: różową wędlinę, żółte masło, białe jajka i ser, pomarańczowe żółtka, zieloną sałatę i czerwonawe rzodkiewki.

Rozmawialiśmy. Howard zaproponował mi, że podwiezie mnie do domu. Miałem wrażenie, że pokocham moją pracę za to, jak dzięki niej między mną a nauczycielem zaczęło robić się bardzo przyjemnie. Grom mógł być dla mnie jak ojciec lub najlepszy przyjaciel. Ale ja go wolałem w innej roli.

Po dzwonku wróciłem do klasy historycznej. Zgodnie ze słowami Groma, nie było angielskiego. Moi znajomi zostali porozsyłani po różnych klasach. Ja zostałem w sali Howarda. Nauczyciel wpuścił do swego królestwa uczniów z III C. Wzdrygnąłem się, gdy miejsce przede mną zajęli Sam i Jack.

Skuliłem się w sobie, gdy na ,,dzień dobry" usłyszałem ,,siemka, cioto". Sam uniósł atlas historyczny w twardej oprawie. Zanim mnie uderzył, zerwałem się z krzesła i z całej siły rąbnąłem mojego prześladowcę w ramię. Sam wrzasnął wściekle.

- Panowie, nie po to studiowałem przez wiele lat, aby uczyć przedszkolaków! - Solidne ryknięcie i przyzwoite pierdolnięcie dziennikiem o biurko w wykonaniu Howarda sprawiło, że wraz z Samem potulnie usiedliśmy. Pierdolnięcie dziennikiem, a nie biurko Groma. Ja naprawdę byłem humanistą? - Pan Johnson podejdzie do mnie.

Sam wstał, po czym usiadł na nie-elektrycznym krześle. Grom zajął miejsce naprzeciwko. Pochyliłem głowę, chcąc ukryć tryumfalny uśmieszek, kiedy zaczęło się przesłuchanie. Howard wyrzucał z siebie pytania jak karabin maszynowy, a coraz bardziej spocony Johnson próbował cokolwiek powiedzieć.

- Ślę ci wyrazy mojej najgłębszej miłości. - zakpił Howard, a następnie spojrzał na mnie. - Ciebie, Milkiewitz, również bym z chęcią przepytał, ale nie mam prawa robić tego na innej lekcji, niż naszej.

Howard wyglądał na autentycznie zasmuconego. Westchnął teatralnie, po czym zaczął prowadzić lekcję. Mówił o Locarno. Dziwiłem się. Nie pojmowałem, jaki był w tej szkole system nauczania. Mój brat w trzeciej klasie miał historię Europy. Uczył się o renesansie i baroku - tym samym, czym zajmowali się polscy gimnazjaliści.

Lekcja minęła spokojnie. Pisałem w dzienniku, a Howard edukował klasę. Zapowiedział sprawdzian, patrząc na mnie. Acha. Czyli moją klasę też miał spotkać ten ,,zaszczyt"?

Reszta dnia minęła spokojnie. Matematyka, biologia, zajęcia ze sztuki... O przed piętnastą spotkałem się z Gromem przy jego samochodzie, abyśmy razem wrócili. Nie widziałem jednak pierwszych grzmotów burzy, której ciężkie chmury pragnęły zmiażdżyć moje życie.



Podoba się wam rozdziaał? :3 Miłego weekendu :3

1. Powrót do pracy

Wszedłem tylnym wejściem do ładnego, monumentalnego domu, chociaż bardziej pasowało określenie ,,pałac". W Polsce, na Dolnym Śląsku, było mnóstwo takich budowli. Stare, duże, drogocenne. Z zewnątrz pałac wyglądał jak jeden z wielu zwykłych dworów, w których mieszkali bogaci ludzie.

W środku jednak był przedsionkiem Piekła.

Przemknąłem się pośpiesznie do małego pomieszczenia, w którym, tradycyjnie, spotkałem Jacoba.

Jacob, przeze mnie nazywany polskim ,,Kubusiem", był dużym chłopcem od wszystkiego. Załatwiał jedzenie dla gości, zbierał zapłatę za ,,pracujących”, przechowywał ich przedmioty i opatrywał tych, którym nie trafił się dobry klient.

Mężczyzna miał na karku pięćdziesiątkę, jednak z wigorem pomykał po małym składziku. Z uśmiechem się ze mną przywitał i odebrał mój płaszcz.

- Dawno cię tu nie widziałem. - zagadał.

- Dawno mnie tu nie było. - rzuciłem lekko, poprawiając włosy. Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze.

Miejsce, w którym pracowałem, było piękne. Ściany pokrywały czerwone tapety ze złotymi wzorami w kształcie winorośli. Podłogi i meble były z ciemnego drewna. Wszystko, nie licząc mnie, było antykami. Nawet lampy i żyrandole miały wiele, wiele lat.

Utrzymanie takiego budynku na odpowiednim poziomie nie byłoby łatwe, gdyby właściciel nie poszedłby w pewien bardzo opłacalny biznes.

- Dzisiaj masz w 3-14. - oznajmił mężczyzna, klepiąc mnie po łopatkach pokrzepiająco. - Mam nadzieję, że nie wyszedłeś z wprawy.

- Jasne... - warknąłem kpiąco, wychodząc z jaskini Jacoba. Trzecie piętro, hę?

Szef wprowadził odpowiedni system prowadzenia całego ,,biznesu”. Na parterze odbywały się oficjalne spotkania klientów. Była restauracja i sala balowa.

Na pierwszym piętrze były pokoje małe, często nawet bez łóżek. Będąc w jednym z nich, musiałem tylko padać na kolana i otwierać usta. Seks oralny był dla mnie najbardziej obleśną czynnością, jaką mogłem wykonywać, w dodatku płacono za niego naprawdę malutko. Musiałbym ssać facetom fiuty od rana do wieczora, aby coś zarobić. Czasami otrzymywałem mały dodatek, ale zdarzało to się rzadko.

Drugie piętro było przeciętne. Zwykłe sypialnie. Klientami byli normalni ludzie. O ile ktokolwiek wchodzący do tego budynku był normalny... Płaca była zwykła. Będąc tam, otrzymywałem wynagrodzenie od czynności. Pięćdziesiąt za loda, dwie stówy za danie dupy. Dodatkowa kasa dla szefa i kurwy, jeśli klient ,,przesadzi”.

A trzecie piętro... Jeszcze nigdy na nim nie byłem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Słyszałem kiedyś od Jacoba różne historie – że najczęściej kończyło się to całą nocą ostrego rżnięcia, że nie raz klienci wynajmowali później dziwki do swoich domów na parę dni. Jedno było pewne – można było naprawdę nieźle zarobić, a dziani zboczeńcy byli hojni niezależnie od swoich chorych fantazji.

Ostrożnie idąc na obcasach po schodach, starałem się uspokoić moje oszalałe serce. Zastanawiałem się, kim będzie mój klient. Starym, chorym dewiantem? Młodym, niewyżytym brutalem? Na pewno nie brakowało mu hajsu. Liczyłem na to, że mój pierwszy od dawna klient z chęcią da mi jakieś dodatki. Może nawet zadowolę go do tego stopnia, że zamówi z restauracji na dole jakieś jedzenie?

Byłem już na trzecim, najwyższym piętrze. Rozejrzałem się. Beżowe ściany, czerwone dywany, brązowe drzwi... 3-14, tak? Zacząłem szukać drzwi z odpowiednią cyfrą. Wiedziałem, że trójka oznaczała piętro, a czternastka pokój.

Odnalazłem moją Narakę. Zapukałem, jednak nikt nie odpowiedział. Na giętkich nogach wszedłem do sypialni.

Zatkało mnie. Pomieszczenie było duże i luksusowe. Na podłodze nie było dywanu – i dobrze, gdyż miałem serdecznie dość potykania się o te cholerne płachty materiału. Nienawidziłem szpilek i zawsze miałem problemy z poruszaniem się w nich.

Na ścianach były nie papierowe tapety, a jedwabne tkaniny. Oczywiście czerwone.

W jednym rogu znajdowało się olbrzymie lustro w pięknej, bogato zdobionej ramie. Było ono na tyle duże, że mogłem się w nim cały przyjrzeć.

Przeszedłem się do pokoju i z zaciekawieniem podszedłem do ciężkiej, satynowej kotary zakrywającej małe przejście do łazienki. Była ona w czarnych barwach. Szafki były nowoczesne, stworzone z lakierowanego drewna. Umywalka i półki były z przeźroczystego, grubego szkła.

Wróciłem do sypialni.

W samym centrum znajdowało się gigantyczne łoże na niskich nóżkach. Wyglądało na ciężkie i drogie. Usiadłem na miękkim materacu. Wolałem twarde łóżka, ale nie narzekałem. Materac był moim ostatnim problemem.

Poruszyłem kostką, czując, jak szpilki wbijają mi się w stopę. Westchnąłem i poprawiłem po raz ostatni błyszczyk na ustach. Cmoknąłem kilka razy, patrząc na swoje odbicie w lustrze.

Przyszedł klient. Mój najbardziej znienawidzony typ.

Niski facet z tłustymi włosami zaczesanymi na ,,pożyczkę". Porządny, zdecydowanie nietani garnitur został dokładnie wykrojony, doskonale prezentując mankamenty ciała mężczyzny. Brzuch przypominał napełniony wodą balon. Wyglądał tak, jakby miał zaraz pęknąć pod koszulą. O ile pierwsze nie odlecą guziczki...

Twarz klienta była zdecydowanie gorsza. Czerwona i okrągła. Mały nos i jeszcze mniejsze oczka. Pojedyncze, długie włosy na skroniach i szczęce.

Wzdrygnąłem się, po czym opadłem na materac, przymykając oczy. Czułem, jak mężczyzna do mnie pochodził. Syknąłem cicho, kiedy uderzeniem w twarz klient zwrócił na siebie moją uwagę.

- Rozbieraj się i bierz zabawki.

Nie trzeba mi było długo powtarzać. Natychmiast zdjąłem z siebie ubrania, zostając jedynie w stringach i rękawiczkach. Sięgnąłem do szuflady, aby wyjąć z niej parę ,,zabawek".

Dildo i wibrator. Do wyboru, do koloru, hę...?

Zaczęło się szybko.

Ułożyłem się wygodnie na środku łóżka, głowę kładąc na poduszce. Uniosłem nogi i je rozsunąłem, zginając w kolanach. Mężczyzna siedział tak, aby mieć przed sobą moje wyeksponowane genitalia.

Zastanawiałem się przez moment, czy niektórych naprawdę może podniecać fakt, iż ich seksualni partnerzy w ogóle nie odczuwają przyjemności, a jedynie wstyd i ból...

Ale już po chwili musiałem skupić się na kliencie, gdy ten przypiął moje nadgarstki do kostek za pomocą kajdanek. Jęknąłem z bólu, gdy moje mięśnie i ścięgna były naciągane.

Poczułem na pachwinie jeden z serdelkowych, niezbyt czystych paluchów mężczyzny. Klient łakomie przesunął na bok materiał mojej bielizny.

- Lubisz taką szorstką, sztywną koronkę? - spytał, gładząc moje zupełnie miękkie prącie. Wzdrygnąłem się. - Mogę ci kupić porządniejsze majtusie, słodziaku...

I właśnie w tamtej chwili wyłączyłem mój umysł. Zamknąłem się w sobie, odgrodziłem od świata grubym murem. A to się zaczęło.

Wejście. Wyjście. Pchnięcie. Szarpnięcie. Ściśnięcie. Wyjście. Pchnięcie...

***

Po wszystkim, gdy tylko mężczyzna mnie uwolnił i wyszedł, pobiegłem do łazienki. Zwymiotowałem.

Naturalnie, nie miałem w żołądku specjalnie dużo jedzenia - moim jedynym posiłkiem była pajda chleba z polskim majonezem i wieprzową wędliną - ale i tak przez chwilę nachylałem się nad muszlą, opróżniając swój żołądek.

Po kilku minutach wyprostowałem się. Bolały mnie ręce i nogi. Nawet brzuch. Czułem, że następnego dnia będę mieć zakwasy. Zawsze po seksie tak miałem. Napinałem gwałtownie mięśnie brzucha i...

Co tam brzuch! Jego ból był niczym w porównaniu z tym, co czułem w dolnych partiach ciałach.

Jęcząc cichutko z bólu, wślizgnąłem się do wielkiej, luksusowej wanny. Kucnąłem w niej, po czym odkręciłem wodę i nakierowałem słuchawkę na mój obolały odbyt. Najwyraźniej mężczyzna był stałym, badającym się klientem, gdyż nie miał gumki.

Po umyciu się i doprowadzeniu ciała do porządku, wróciłem do sypialni. Ubrałem się ponownie, trzęsącymi się rękami zapinając sprzączki butów.

Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze poprawiłem makijaż. Akurat nakładałem na rzęsy tuszy, gdy do moich uszu dobiegły słowa:

- Nie spodziewałem się po tobie czegoś takiego.

Odwróciłem raptownie głowę w stronę drzwi. Zaschło mi w gardle.

Zdumiony i przerażony, wpatrywałem się w mojego klienta. W mojego...

,,Profesora”.

Mężczyzna podszedł do mnie nieśpiesznie, zamykając za sobą drzwi. Patrzył na mnie z góry, a na jego twarzy widniał parszywy, złośliwy uśmieszek.

- Zaczynamy? - zakpił, stając przede mną. - Po wszystkim cię ocenię.

Zacisnąłem szczęki, z trudem powstrzymując ciętą ripostę. Musiałem być grzeczny.

- Mam nadzieję, że zasłużę na piątkę... - mruknąłem, a na mojej twarzy zagościł sztuczny, niby miły uśmiech.

- To zaczynaj, nie lubię lania wody na testach.

Grom nie musiał mówić mi nic więcej. Był ubrany w ładny, dopasowany garnitur, zatem tym bardziej niechętnie rozpiąłem mu spodnie. Zdecydowanie wolałem oglądać go pod krawatem. Był wtedy naprawdę przystojny... Nie zmieniało to jednak faktu, że było on moim najgorszym nauczycielem... i klientem.

Jego penis mały nie był. Czego się w końcu miałem spodziewać? Mało bolesnego stosunku po wcześniejszym rżnięciu?

Już wysunąłem język i miałem zacząć lizać czerwone, spore prącie, gdy Grom nagle wplótł palce w moje włosy i boleśnie odciągnął moją twarz od swojego penisa.

- Gumka, głupku. - warknął, wyjmując z kieszeni paczuszkę z kondomami. - Nawet tego nie wiesz?

- Jestem zdrowy... - szepnąłem, przełykając gulę goryczy. - Badam się. Niczym cię nie zarażę...

- Ty naprawdę jesteś idiotą. - zaśmiał się mężczyzna, puszczając mnie i zakładając prezerwatywę. Nie wiedziałem, w której chwili sprawdził, czy dobrze nakłada gumkę, ale zrobił to bezbłędnie. - Skąd wiesz, czy ja nie jestem chory? Może to ja cię czymś zarażę? Masz zbyt zdrową wątrobę?

- Nie obchodzi mnie to, proszę pana... - mruknąłem, odwracając wzrok.

Nagle na mojej szczęce zacisnęły się palce nauczyciela. Grom uniósł moją twarz i spojrzał na mnie surowo.

- Po pierwsze: panie PROFESORZE. Po drugie - mężczyzna ugryzł moją wargę boleśnie do krwi – twoje życie i zdrowie powinno cię obchodzić.

Popchnął mnie na materac. Leżałem na posłaniu, cały spięty. Patrzyłem na Groma, zaintrygowany. Co ze mną miało się stać? Od razu przejdziemy do rzeczy?

- Rozbieraj się.

Nie musiał mi długo powtarzać. Od razu rozpiąłem guziki spodni, po czym uniosłem biodra, zsuwając rurki z nóg. Gdy te opadły mi na kostki, rozebrałem się od pasa w górę. Zerknąłem na nauczyciela niepewnie, muskając czubkiem buta jego łydkę.

Mężczyzna zerknął na moje stopy, po czym kucnął i rozpiął sprzączki szpilek. Jęknąłem z ulgi, gdy buty opadły na ziemię. Poruszyłem na próbę palcami, rozkoszując się ponowną wolnością. Potrząsnąłem kostkami, pozbywając się spodni.

- Od razu lepiej, co? - Spojrzałem na nauczyciela, zdziwiony jego pytaniem. - Po co je nosisz, skoro i tak wybrałem cię wczoraj?

- Każą mi. - odparłem, wzruszając ramionami. - Przecież nie jestem cioterskim pedałem, który z własnej woli nosi babskie ciuszki.

Nauczyciel zaśmiał się kpiąco, po czym nachylił się nade mną. Czułem się dziwnie, gdyż miałem na sobie wyłącznie stringi i rękawiczki. Dobrze, że nie założyłem tej nocy podkolanówek.

- Gdy zobaczyłem twoje zdjęcie w katalogu, byłem pewny, że to fotomontaż. - zaśmiał się Grom, dotykając mojej skóry na wklęsłym brzuchu. Miałem nadzieję, że przez przytłumione światło nie ujrzy moich siniaków. - Nie wiedziałem, że masz takie ładne ciało... Coś w końcu trzeba mieć, prawda? Gdy zostaniesz wykształcenia zawsze będziesz mieć pracę, czyż nie?

Wzdrygnąłem się. Niech on nawet tak nie mówi! Perspektywa życia w zamian za seks była...

- Wolałbym umrzeć, niż oddawać się innym do końca życia. - warknąłem, zanim zdołałem ugryźć się w język. Spojrzałem na mojego klienta z przestrachem. - Mam na myśli to, że to tylko tymczasowe zajęcie. Z rozkoszą z tym skończę – mówiłem, czując, że pogrążałem się bardziej – gdy tylko osiągnę pełnoletno...

- Słucham?! - Wściekły ryk Groma sprawił, że zadrżałem. Nie chciałem go złościć. - Ty nie jesteś dorosły?

- To jasne, że nie jestem! - zaskomlałem, bojąc się. Sztywno leżałem pod nauczycielem, martwiąc się o swój los. - Jestem w trzeciej klasie!

- Myślałem, że jesteś w niej, gdyż oblałeś. - mruknął mężczyzna. Jego spojrzenie się zmieniło. Stało się jeszcze straszniejsze. Zimne i pełne pogardy. - Nie wiedziałem, że jesteś na tyle rozwinięty, aby już teraz szukać zajęcia.

Prychnąłem, po czym, zmęczony tą wymianą zdań. Zsunąłem pośpiesznie z siebie bieliznę, po czym rozsunąłem uda.

- Mam osiemnaście lat. Jeszcze trochę i będę mieć dwadzieścia jeden. A kurwienie się... Tylko do tego się pana zdaniem nadaję, panie profesorze? - spytałem, wkładając w ostatnie słowo tyle jadu, że aż sam się wzdrygnąłem. - Proszę. Zapłaciłeś. Bierz mnie. Tylko od tego tu jestem... - Końcówkę zdania powiedziałem cicho, kładąc głowę na poduszce i odwracając wzrok. - Po prostu to zrób. - mruknąłem prawie niesłyszalnie, nieskutecznie maskując łzawy ton.

- Ty tego nie chcesz? - spytał mężczyzna, jednocześnie zdejmując z siebie garnitur. Przez to wszystko zapomniałem, że był ubrany. - Jeśli nie chcesz... to dlaczego to robisz?

Wzruszyłem ramionami.

- Nie mam wyboru. Albo to, albo chodzę głodny. - wyznałem.

I wtedy to się zaczęło. Grom zaśmiał się, po czym gwałtownie we mnie wszedł, zaciskając palce na moich udach.

Jęknąłem z bólu. Spróbowałem umknąć do krainy fantazji. Pomyślałem o moich bliskich. Zastanawiałem się, co się działo z ojcem i bratem. Czy odwiedzą mnie na Gwiazdkę.

Tak. Będąc ostro ruchanym przez nielubianego chuja, wyobrażałem sobie moją rodzinę.

Nie zauważyłem, w którym momencie ,,profesor” skończył. Dopiero nagła dawka bólu sprawiła, że jęknąłem i otworzyłem oczy.

Mężczyzna leżał na moim obolałym torsie, po czym starł od niechcenia łzy z moich oczu.

- Co się stało?

Westchnąłem. No tak. Akurat po całym stosunku musiałem pokazać, jak mnie boli?! I to nawet nie dupa, a brzuch?!

- Możesz ze mnie... zejść? - spytałem przez zaciśnięte zęby, napinając mięśnie. - Będę wdzięczny.

Nauczyciel położył się obok, kładąc dłoń na moim pępku. Podobały mi się jego ręce. Były szerokie, o długich palcach, z wyraźnie zarysowanymi ścięgnami i odstającymi żyłami.

Nie zdążyłem powstrzymać się przed syknięciem, gdy dłoń Groma dotknęła jednego z większych siniaków.

- Robisz mi obdukcję? - szepnąłem kpiąco, pragnąc odsunąć się od mężczyzny.

- Kto ci to zrobił? - odpowiedział pytaniem na pytanie Grom. Spojrzałem na niego niechętnie.

- Może poprzedni klient? Jestem kurwą, nie zauważyłeś? Walnij mnie parę razy, a dostanę rekompensatę od szefa. Przynajmniej raz dostanę pieniądze za bycie pierdoloną i pieprzoną...

-Zamknij się. - warknął mężczyzna. - To nie jest śmieszne. Zmień pracę, jeśli ci się tu nie podoba. Poproś o łagodnych klientów. To takie trudne? Nie umiesz nic innego poza potulnym rozsuwaniem nóżek i strzelaniem na testach?

To bolało. Jego słowa były naprawdę bolesne.

- Nie myśl, że mi się to podoba. - szepnąłem. - Nie zachowuj się tak, jakbyś wiedział o mnie wszystko. Ty nic nie wiesz! - Nie wytrzymałem. Usiadłem na łóżku i zacząłem krzyczeć przez łzy. - Nie każdy ma normalną rodzinę! Nie każdego mamusia karmi! Nie każdego tatuś odwiedza! Nie każdy ma przyjaciół!

- Uspokój się, dzieciaku, ja tylko pytałem... - zaczął mężczyzna, ale ja przerwałem mu, nie bacząc już na to, że był klientem:

- Chcesz wiedzieć, kto mnie tu sprowadził? - syknąłem, drżąc. - Moja mamusia. Moja kochana matka dogadała się z kolegami. Całymi dniami tylko chleje i chleje, a ja daję dupy takim draniom jak ty, aby mnie nie wyrzuciła na ulicę... Każdego dnia, wracając ze szkoły, rozglądam się na boki, bojąc się, że nagle wyskoczy Sam z III C i mnie znowu pobije...

Zamilkłem. Powiedziałem mu już tak dużo...

Drżałem ze strachu. Wiedziałem, że tej ,,pracy” stracić nie mogłem, ale szef mógł zawsze dać mi najgorsze zadania za karę... Z powrotem padłem na materac i skuliłem się. Byłem już spokojny. Żałowałem, że moim klientem nie był jakikolwiek inny nauczyciel. Każdy, poza Gromem, mógłby mi pomóc.

Nagle poczułem na sobie coś ciepłego. Uniosłem wzrok, gdy ,,profesor” przykrył mnie kołdrą.

- W poniedziałek nie masz angielskiego. Twoja klasa zostaje podzielona na grupki i porozsyłana do różnych sal. Przyjdź do mnie na historię. - Mężczyzna pogłaskał mnie po włosach. - Akurat i tak będzie to lekcja od razu po naszej historii. Będziemy musieli poważnie porozmawiać.

- O czym? Doniesie pan na mnie gdzieś? - spytałem, wracając go grzecznego ,,pan” i zastanawiając się, czy dyrekcja wezwałaby policję. Chyba tak. A to byłoby dla mnie dobre.

- Myślałem raczej o innej rozmowie... - Mężczyzna zaśmiał się cicho. - Młody... Będzie dobrze, rozumiesz? Poza tym... Jesteś beznadziejną dziwką. - wyznał. - Od dawna nie miałem tak nudnego seksu...

Prychnąłem. To było oczywiste, że nie nadawałem się do tego zajęcia.

- Wyznam panu sekret – szepnąłem ze smutnym uśmiechem – nienawidzę tego. Nienawidzę bycia kurwą. Jestem gejem, ale nigdy nie pisałem się na ciotę czy kurwiszona.

- W szkole bym cię publicznie zlinczował za takie słownictwo. - zaśmiał się mężczyzna, a ja, o dziwo, mu zawtórowałem. - Acha... I jeszcze dwie sprawy przed drugą rundką. – dorzucił z uśmiechem, a ja zadrżałem. No tak. Drugi raz. - Na pierwszej lekcji będę cię pytać z ostatniego tematu. Poucz się trochę...

Uniosłem wysoko brwi. Nie spodziewałem się po Gromie takich słów. On mnie ostrzegał? To było z jego strony... Miłe.

- A jaka jest ta druga sprawa? - spytałem.

Facet zaśmiał się i skoczył na mnie, tym razem samodzielnie rozsuwając moje nogi. Włożył we mnie swój palec, a ja syknąłem. Uznałem, że dla niego mogłem się odrobinę postarać.

- Jeśli komuś powiesz o dzisiejszej nocy i następnych, twoja matka i koledzy z III C będą twoimi najmniejszymi zmartwieniami... - zagroził ostrym warknięciem. Wyjął ze mnie palec, zastępując go czymś znacznie większym.

Służalczo podniosłem biodra, zaniepokojony. Pierwszy raz reagowałem na poczynania klienta. W myślach wciąż słyszałem słowa Groma. ,,Następnych”. Czyżby planował jeszcze mnie odwiedzać?

Jęknąłem z bólu, a nauczyciel zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewał: wziął mnie do tej swojej pięknej ręki.

Początkowo w ogóle nie byłem podniecony. Seks zawsze kojarzył mi się z czymś złym i obrzydliwym, zatem Grom był pierwszą osobą, która zaczęła mi sprawiać tego rodzaju przyjemność.

Brał mnie. Pchał mocno, a główka jego gorącego chuja cudownie podrażniała moją prostatę. Dłoń zsuwająca wręcz boleśnie skórkę mojego penisa była chłodna i oszałamiająca.

Napiąłem mięśnie, rozsuwając nogi bardziej, niż na niejednej gimnastyce. Czułem ból w pachwinach, jednak nie przeszkadzało mi to.

Pierwszy raz w życiu stosunek był czymś przyjemnym. Owszem, wciąż przypominał dziki, zwierzęcy akt prokreacji, jednak dla mnie był cudownym przeżyciem. Dającym rozkosz.

Zaciskałem mięśnie na członku Groma, jak nigdy świadom, że naprawdę miałem kogoś w swoim wnętrzu. Odchyliłem szyję do tyłu i zacząłem nabijać się biodrami na tego olbrzymiego, wypełniającego mnie penisa. Byłem podekscytowany i zaspokajany. Nie czułem obrzydzenia. Nie pragnąłem zwymiotować, czując w sobie jakieś obleśne kutasy.

To, co się działo... podobało mi się.

Grom skończył, a ja pierwszy raz w życiu doszedłem dzięki komuś innemu. Oddychałem ciężko, a mężczyzna sapał mi głośno do ucha.

- Moje żebra... - jęknąłem, wiercąc się pod nauczycielem.

Grom zsunął się ze mnie, po czym pogłaskał mnie po włosach.

- Tym razem duuużo lepiej. - pogratulował mi nauczyciel, przeciągając. - Mam nadzieję, że za tydzień przyjmiesz mnie z jeszcze większą chęcią.

- Nie ma problemu... - szepnąłem smutno. - I tak nigdzie się nie wybieram. - Uniosłem się, czując okropny ból w dolnych partiach ciała. Musnąłem wargami nieogolony policzek mężczyzny. Podobało mi się kłucie tych małych igiełek. - Dziękuję, panie profesorze.

- To standardowa procedura? - spytał mężczyzna, unosząc brew.

- A gdzie tam... - mruknąłem, opadając z powrotem na poduszki. - Pierwszy raz było mi przyjemnie w pracy... Zasłużył pan na pochwałę...

- Jak ty masz w ogóle na imię? - szepnął nagle facet, mile połechtany.

Zaśmiałem się.

- Jestem Andrew. - wzruszyłem ramionami. - Zwykłe imię dla zwykłej dziwki.

- Jędrzej, nie jesteś zwykłą dziwką... Jakby cię podszkolić, to byłbyś świetnym dodatkiem do mojego łóżka...

- Jestem Andrew, ale nie Jędrzej... - warknąłem. - Ale to miłe, że znasz polski ,,odpowiednik" mojego imienia. Poza tym, obecnie jestem beznadziejnym dodatkiem do każdego łóżka...

- Och, zobaczymy za tydzień.

- Wrócisz? - spytałem, a w moim głosie było słychać nadzieję. Grom... Był okrutnym nauczycielem. Bezdusznym brutalem... Ale właśnie po lekcjach, gdy byłem jego dziwką... Był dla mnie wręcz dobry.

- Oczywiście... Chcę cię na stałe. Może co piątek? - Mężczyzna pogłaskał mnie po włosach. - Już nie mogę się doczekać...

- Ja również - szepnąłem. Mówiłem zupełnie szczerze.

Chciałem tego. Chciałem następnego razu. Nawet jeśli wiązało się to z innymi klientami.

- Coś czuję, że będzie pan moim ulubionym klientem... - szepnąłem, zamykając oczy i wtulając się w pierś mężczyzny.

- Idź już spać. W twoich ubraniach zostawię ci jakiś napiwek, abyś nie był pokrzywdzony...

Przed zaśnięciem zastanawiałem się, skąd taki nauczyciel miał pieniądze na burdele...

A później byłem już tylko w Polsce, szczęśliwie żyjąc z bratem i ojcem. Bez domu pełnym wódki i papierosów. Bez matki.

To był piękny sen.